Czy jest praca dla Jana Rokity? Jak najbardziej. W ofertach - wynalezionych przez wczorajszy "Super Express" - może przebierać: Cezary, właściciel piekarni w Skórcu oferuje politykowi PO posadę piekarza za 2000 zł. Joanna, szczęśliwa posiadaczka myjni w Katowicach, poszukuje człowieka do gąbki, płaci 1500 zł. Tyle samo dają Zakłady Mięsne z Mysłowic. O 500 mniej mógłby Rokita zarobić u szewca z Siedlec.
Śmieszne? Dla mnie niespecjalnie. Bo chociaż Jan Rokita to polityk dziś zmarginalizowany, to jednak niezasługujący na tego typu kpiny. Bo chociaż mogę sobie wyobrazić, że pozostając poza Sejmem nie ma z czego żyć, to ilu polityków możemy podejrzewać o ubóstwo po kilkunastu latach publicznej aktywności? I od kiedy to fakt, iż ktoś niewiele się na Wiejskiej dorobił, jest w tabloidach zarzutem? No i wreszcie, bardzo tanie jest to kopanie leżącego. Uderzanie w polityka, który dobrowolnie wycofał się w cień.
Ale Jan Rokita nie jest tu bez winy. Cztery lata temu przy okazji pracy nad wywiadem-rzeką spierałem się z nim o rolę tabloidów w życiu polityka. Rokita twierdził, że nie da się uniknąć współpracy z nimi, że trzeba iść na kompromisy, że czasem trzeba zagrać żądaną przez nie rolę. Odpowiadałem, że owszem, można je oswajać, ale nie wolno zapominać o niebezpieczeństwach. Bo tego typu gazety jak raz kogoś wciągną za jego zgodą na swoje łamy, to już nigdy nie puszczą. Bo po kilku wspólnych „akcjach” nie pytają już o zgodę. Traktują bohatera jak swoją własność.
Ale Rokita nie dał się przekonać. Z pasją udzielał się w tabloidach, a potem często bywał też w programach rozrywkowych. Ostatnio zgodził się nawet szyć na maszynie. Dla tabloidów był to wyraźny sygnał, że z krakowskim politykiem można zrobić wszystko, bo sam nie ustanowił żadnych wyraźnych granic zabawy i happeningu.
Siła tabloidów jest wielka. Nic dziwnego, że kuszą. Ale czy trzeba im tak często ulegać?
Jeszcze bardziej dziwię się tym politykom, którzy z taką chęcią pokazują swoje dzieci, często z byle okazji jak studniówka, często wspólnie z narzeczonymi. Bez świadomości konsekwencji wrzucają je w okrutny świat show-biznesu. Te same zdjęcia z cukierkowatych dziś sesji za kilkanaście miesięcy mogą posłużyć do ilustracji materiału o ich rzeczywistych czy wyimaginowanych przewinach. Cena za chwilę takiej przyjemności prędzej czy później będzie duża. Tabloid raz złapawszy nie wypuszcza. Ani Rokity, ani dzieci premiera.