"Jasiu, nie podchodź do kominka" - mówię. Jasiu zawraca. Za pięć minut znowu jest przy płonących szczapach drewna. Znowu potrzebna jest interwencja i dłuższa przemowa. Wspólnie zbliżamy ręce do ognia, by poczuć, że gorący. Wydaje się, że rozumie. Po kilku minutach mój dwulatek podchodzi do zakazanego miejsca i machając palcem, pedagogicznie przekonuje: "ne, ne, ne". Czyli że wie, iż nie wolno.
I już rodzice czują się z siebie bardzo dumni, by za chwilę dostrzec raźny marsz Jasia w kierunku ognia. Co wtedy? Czy lekki, zaledwie wyczuwalny, ale karcący klaps jest dopuszczalny? A może lepiej zastosować inną metodę, na przykład kwadrans pobytu w kojcu? Superniania wygłosiłaby pewnie na ten temat cały wykład. Ale z punktu widzenia rodzica są sytuacje, gdy skarcenie fizyczne wydaje się właściwe. Można sobie wyobrazić i takie, jak chociażby próba podkradania pieniędzy, gdy jest ono wręcz niezbędne. To był właśnie jeden jedyny raz, kiedy rodzice skorzystali z prawa mocnego skarcenia fizycznego. I nie mam żalu.
A więc teoretycznie powinienem panią rzecznik praw dziecka Ewę Sowińską wyśmiać. Powinienem zawołać: tyle problemów, a ona szuka problemu w zwykłym klapsie. Mamy przecież - my, rodzice - zdrowy rozsądek.
Problem w tym, że nie jesteśmy w naszym kraju sami. Są rodzice, którzy pod karcenie podciągają zwykłą przemoc, brutalne bicie, okrutne znęcanie się nad dziećmi. I państwo jest wtedy, niestety, bezsilne. Kiedy poszliśmy tropem listu Sowińskiej do ministra sprawiedliwości, szybko odkryliśmy wielką lukę w polskim prawie. Bo żeby ktoś mógł patologicznym, znęcającym się nad maluchami rodzicom zrobić cokolwiek, musi mieć ofiarę. A więc musi dojść do tragedii, takiego pobicia, że przyjeżdża pogotowie. Musi pojawić się policja i wszystkie zwabione nieszczęściem instytucje.
A co z tymi dziesiątkami przypadków pośrednich, jakie widzimy wokół nas każdego dnia? Co z biciem po głowie za byle przewinienie? Co z używaniem pasa jako jedynego argumentu pedagogicznego? Pani rzecznik powołuje się na zatrważające statystyki, na tysiące sytuacji, w których polskie prawo jest bezradne.
To trzeba zmienić. To zadanie dla polityków. To okazja, by zrobić coś dobrze i mądrze, by zbudować przepisy na tyle skuteczne, żeby wyeliminować patologię, i na tyle rozsądne, by można dać lekkiego klapsa. Będziemy tej sprawy pilnować.
A Jaś? Bez specjalnego żalu pozbędę się prawa do bicia swojego dziecka. I tak nie korzystam. Jak coś chłopak przeskrobie, to najwyżej nie poczytamy wieczorem „Chorego kotka” i Noddy’ego.