A jest co wybaczać, bo i największe nawet przesady ostatnich lat w mediach publicznych nawet na kilometr nie zbliżyły TVP do standardów z czasów Kwiatkowskiego. Nikt zresztą już chyba nie będzie mógł tak manipulować, nikt już mam nadzieję tak szczelnie nie zamknie drzwi przed innymi niż prorządowe poglądami.

Ale zadziwia też pewność siebie, z jaką Andrzej Celiński wyrzuca ze świadomości rolę Kwiatkowskiego w aferze Rywina. Spełnia się to, przed czym przestrzegaliśmy na łamach DZIENNIKA w momencie uniewinnienia Aleksandry Jakubowskiej i w chwili umorzenia śledztwa w sprawie "grupy trzymającej władzę": ludzie zacni będą wiedzieli, jak było naprawdę, i nie zapomną tamtej kompromitacji. Ale wielu uzna, w imię politycznego interesu, że można iść w zaparte. Że skoro nie ma wyroku, to sprawy nie było. A co więcej - można robić, co się chce.

Z całej historii wypływa też ostrzeżenie dla pozostałych polityków. Bo pokazuje, jak silna jest w polskich elitach politycznych logika brania i odbijania TVP, ta właśnie, którą kierowało się SLD, której uległo Prawo i Sprawiedliwość? Czy naprawdę jedyne kryteria, jakimi dysponują politycy, sprowadzają się do rankingu prezesów i licytacji, który był gorszy?

W telewizji publicznej bez wątpienia potrzebny jest dobry przełom. Problem w tym, że z każdą zmianą politycy w sobie widzą najlepszych naprawiaczy. I chyba naprawdę wierzą w to, że ich ludzie po prostu będą inni. Nawet jeśli nazywają się Robert Kwiatkowski. Brrr.