Wszyscy światowi dygnitarze, dostojnicy i przywódcy, którzy w czasie prezydentury Putina zostali przezeń na Kremlu przyjęci, zostali zarazem przyjęci do KGB. Putin - wirtuoz werbunku - werbuje wszystkich. Całe delegacje wychodzą z Kremla już nie takie.

Reklama

Dwa tygodnie temu zwerbował Tuska oraz towarzyszących mu Nowaka z Grupińskim. Z Nowaka podobno jest zadowolenie w ruskich służbach, z Grupińskiego mniejsze. Putin werbuje wszystkich, ale werbowanie wysokich trochę go brzydzi.

Z opóźnieniem te - prawdopodobnie wszystkim doskonale znane - prawdy rejestruję, ale też sławiący talenty Putina numer (35) Rzeczpospolitej dotarł do mnie dopiero teraz, a i to zupełnym przypadkiem. Od czasu upadku Kaczorów polityka mnie brzydzi, gazet nie czytam, nie mam zielonego pojęcia, co się dzieje. Wiem, że tracę mało, od czasu do czasu coś jednak tracę. Np. wiadomość, że Polacy są szczęśliwi, koło nosa przeszła mi w sensie ścisłym. Podobno wręcz na łamach DZIENNIKA opublikowana została taka ankieta. No nie wiem. Nawet jak była, jakoś mi umknęła. Może podświadomie przed hurra-optymizmem się broniłem, może programowo hiobowej wieści, że Polacy są szczęśliwi, do mózgu nie dopuszczałem. Jeszcze nam szczęścia do kompletu nieszczęść brakuje!

Z najwyższym niepokojem jąłem zaległe numery gazety przeglądać, trafiłem jedynie na wywód wielkiej potęgi umysłowej zatytułowany: "Polacy są szczęśliwi - Polska jeszcze nie" - kamień spadł mi z serca. Szczęście nie jest, na szczęście, wszechogarniające: Polacy są szczęśliwi, teoretycy polskości jeszcze nie - niedościgłość skądinąd naturalna - zajmowanie się teorią, zwłaszcza teorią polskości, skazuje na nienasycenie wieczne. Jeszcze Polska? - pytała kiedyś jedna z postaci Janusza Andermana - Jeszcze Polska? - Jeszcze nie! Pewnie, że wiadomość o pozyskaniu przez KGB jakichś działaczy PO to jest w porównaniu z wiadomością o osiągnięciu szczęścia przez naród pikuś i żadna sensacja, ale po pierwsze cieszmy się małym, po drugie - nie o pozyskanych idzie. Idzie o pozyskującego. Idzie o Putina.

Reklama

Znawczyni Rosji Krystyna Kurczab-Redlich tak na wspomnianych łamach werbunkowe omnipotencje Putina opisuje: "Rozmowy z Putinem są rozmowami szalenie trudnemi. Mało który z naszych dyplomatów czy polityków jest rozmówcą tak rzetelnie przygotowanym do negocjacji jak sam Putin - znakomity absolwent KGB. Każdy, kto był szkolony w tej jednej z najlepszych w świecie szkół wywiadowczych, wychodził z niej znakomicie przygotowany do głównego zadania wywiadu: werbowania. Uczono go, jak świetnie przygotowywać operacje wywiadowcze, analizować sytuacje operacyjne, jak skutecznie uzyskać to, czego się potrzebuje, jak opracowywać zdobywane informacje, przedstawiać wnioski. Ponadto przez wiele lat KGB uczyło Putina także psychologii ze szczególnym uwzględnieniem psychologii stosunków międzyludzkich, a także obserwacji otoczenia w każdych warunkach, zapamiętywania detali. Do tego dochodzi trenowanie umiejętności rozmowy, trafnych ripost oraz sztuka przekonywania czy wręcz manipulowania rozmówcą. Putin opanował wszystkie te elementy do perfekcji, posiadł umiejętność oczarowywania swoich adwersarzy bez względu na to, czy są to jego współpracownicy, dziennikarze czy zachodni przywódcy. Jego zdecydowana przeciwniczka demokratka Irina Hakamada tak wspomina sposób prowadzenia przez niego rozmowy:

"Putin ma specjalny sposób kontaktowania się z ludźmi. Wykazuje ogromną cierpliwość, nawet jeśli się z czyimś stanowiskiem nie zgadza, będzie słuchał długo i uprzejmie. Jeśli się chce z nim rozmawiać jak równy z równym, to trzeba być bardzo dobrze przygotowanym do tej wymiany zdań". Z kolei Jelena Triegubowa, wieloletnia korespondentka gazety "Kommiersant" akredytowana na Kremlu, która miała okazję rozmawiać z Putinem w cztery oczy, zauważa: "Genialnie, niczym lustro, odbija osobę, z którą przebywa, wpajając jej przekonanie, że jest taki jak ona. Z przerażającą dokładnością naśladuje miny, układ głowy, wysunięcie podbródka, a nawet rysy twarzy swojego rozmówcy. Robi to tak sprytnie, że rozmówca nie zdaje sobie z tego sprawy, lecz czuje się komfortowo. Niejednokrotnie obserwowałam ten jego fenomenalny dar podczas spotkań z liderami państw, na których przychylności mu zależało".

Umyślnie daję tak obszerny cytat. Umyślnie, ale nie dla śmiechu. Nie mam zamiaru szyderczo analizować iście boskiego daru przepoczwarzania się ruskiego przywódcy, który niczym Zelig upodabnia się do otoczenia, a następnie otoczenie to werbuje, słowem: nie tyle jest Zeligiem, co Arcy-Zeligiem, Zeligiem - Generalissimusem: Upodabnia się do otoczenia celem finalnego upodobnienia otoczenia do siebie.

Reklama

Pokazywanie, że tak - pozornie bezkompromisowe - prześwietlanie operacyjnych umiejętności Putina jest w istocie czystą hagiografią i nuceniem czastuszek o boskich przymiotach Bat’ki Komandira - także zdaje mi się jałowe.

Snucie, że dopiero teraz widnym się stało, czemu Kaczory do Moskwy nie pojechały - nie chciały swego "genialnego niczym w lustrze" odbicia ujrzeć - też byłoby mizerne. I niestosowne. Kaczory sprawiają wrażenie zaszczutych i obrażonych. Była koncepcja, że po przegranych wyborach były premier wzmocni prezydenturę brata - jakoś tego nie widać. Owszem, czynne do 16 Biuro Bezpieczeństwa Narodowego na otarcie łez zostało - w sumie marna pociecha: co z resztą dnia zrobić?

Pointa jedyna i oczywista, że mianowicie jedyne osoby, które z Putinem poradziłyby sobie, to poseł Macierewicz i profesor Zybertowicz - zdaje się nieunikniona. Zaiste jedynie ta para polskich - co mówię polskich - światowych! globalnych! wirtuozów służb mogłaby stawić czoła wirtuozowi ruskiego werbunku - Zybertowicz by od ręki Kreml rozwibrował, Macierewicz wszystkich szkolonych na Rusi na zbity pysk usunął, resztę do sądu podał; jeden by teorię cności niecności wykładał, drugi listy moskiewskich agentów kserował, przypadkowo na Placu Czerwonym napotkanych pionierów do stopnia oficerskiego obaj by awansowali. Podczas bezpośrednich rozmów Putin na próżno by brwi jak Zybertowicz unosił, na darmo podbródek jak Macierewicz zadzierał; na próżno by to maskę smutnego klowna, to łysiejącego terrorysty wdziewał - wyśmiane zostałyby jego nieprofesjonalne przedrzeźniania. Tak jest! Wysłać tę nieprzewidywalną niczym bracia Marx parę do Moskwy, to byłoby jakieś rozwiązanie - żadnych marzeń niestety. Putin naszych zuchów ani na Kreml, ani nawet do Rosji nie wpuści. Za nic i nie tylko ze strachu.