Prezydent Andrzej Duda przypomniał, że tamtego dnia, jako licealista, biegał po Krakowie z ulotkami. Stwierdził wprawdzie przy okazji, że część elit chciała się układać z komunistami, lecz Polacy zagłosowali inaczej. To zbyt wielki skrót myślowy – elity, które stworzyły później Unię Demokratyczną, pracowały wtedy na rzecz zwycięstwa obozu Solidarności. Ważniejsze, że prezydent z PiS mówi nam, żebyśmy się cieszyli wynikiem kontraktowych wyborów. Jeszcze dalej poszedł premier Mateusz Morawiecki. W sejmowym wystąpieniu wymierzonym w opozycję przy okazji ubiegania się o wotum zaufania przypomniał, że tamte wybory bojkotował, a dziś zachowałby się inaczej. Czy to ma jakieś znaczenie?
Bliżej było do Michnika
Obserwując poprzednie lata, można było odnieść wrażenie, że PiS tradycji Solidarności – siadającej do Okrągłego Stołu i kandydującej w częściowo wolnych wyborach – niemal się wyrzekł. Że próbuje ją zamienić na spuściznę radykalnej Solidarności Walczącej, co z powodu niszowości tej organizacji pozostawia próżnię. Dwa lata temu Wiadomości TVP ogłaszały: "4 czerwca. Zdrada elit”. Niby chodziło również o upadek w trzy lata później rządu Jana Olszewskiego. Ale zadbano o odpowiednie skojarzenie tego drastycznego sformułowania z obydwoma zdarzeniami. Zresztą legenda rządu Olszewskiego, jedynej podobno ekipy "antykomunistycznej zmiany” przed rządami PiS, to część tej samej opowieści.