Słucham, a właściwie oglądam na żywo w telewizji wystąpienie Wojciecha Jaruzelskiego przed sądem w procesie autorów stanu wojennego. Jest głównym oskarżonym. Dzięki temu wykorzystuje ten proces, by znowu zaistnieć w opinii publicznej. Pewnie po raz ostatni. Pewnie zdaje sobie z tego sprawę. Stąd wywód jego mowy obrończej jest zarazem swoistego rodzaju testamentem politycznym. W którym, niestety, nie usłyszałem ani jednego słowa prawdy.
Za to jest wiele kłamstw. Choćby to, że 27 lat temu, w grudniu 1981 roku, większość społeczeństwa polskiego opowiadała się za wprowadzeniem stanu wojennego. W tym kłamstwie, jak i wielu innych, jest duży ładunek cynizmu, typowego dla języka komunistów. To nie honor żołnierza, na który się powołuje, nie pozwala mu powiedzieć prawdy. To rola zdrajcy własnego narodu każe mu brnąć w kłamstwach. Po grobową deskę.