Nie było pani na Strajku Kobiet.
Powód prozaiczny, bolesny problem z kolanem.
Można było poprzeć, mówić, pisać, niekoniecznie chodzić. Przecież jest pani lewaczką z PZPR-owską przeszłością.
Reklama
Widziałam, co się na ulicach dzieje. Bałam się reakcji policji, czy przypadkiem nie dostanę się w jakiś kocioł.
Pani minister...
Muszę powiedzieć, że był również inny powód.
Czuję, że był inny.
Wiem, że kobiety w różnym wieku protestowały przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Myśmy przecież swego czasu z Barbarą Labudą i innymi koleżankami, m.in. z Izą Sierakowską, zaangażowały się w walkę o złagodzenie prawa antyaborcyjnego...
To był początek lat 90.
Zaangażowałyśmy się całym sercem i duszą. Dla nas było to oczywiste. Organizowałyśmy komitety referendalne, które zostały zlekceważone przez ówczesnych rządzących. Wydaje mi się, że również nasi koledzy klubowi nie bardzo rozumieli, o co nam chodzi. Mam wrażenie, że uważali, iż sprawa aborcji dotyczy tylko kobiet i to kobiety powinny się tym problemem zajmować. Również w sensie politycznym.