Choć bywają one zdumiewające. Prócz konwencjonalnych i sztampowych uprzejmości są też dzieła bardziej osobiste, wymyślne, wykoncypowane. Szaleństwem ogarniającym zwykle młodszych, ale przecież nie tylko, są okolicznościowe utwory rymowane autorstwa twórców z Częstochowy. Bywają jednak życzenia zapierające dech w piersiach. Oto jeden z polityków, skądinąd zwykle sympatyczny, przesłał mi (i pewnie kilkuset innym osobom) megapompatyczny tekst, w którym porównywał siebie i swoich kolegów do cierpiących prześladowania stronników Dzieciątka Jezus, a tę drugą partię - do faryzeuszy, jednocześnie wieszcząc (esemes miał trzy części!) rychły sąd Boży nad nimi. Po długich wahaniach - śmiać się czy płakać - złożyłem jednak te szczyty kabotyństwa na karb przedawkowania karpia w płynie. Inaczej musiałbym uznać, że niektórym polityka nie tylko rozum i pokorę, lecz także Boże Narodzenie odebrała.

Reklama

Piszą do mnie, jak i pewnie do państwa, zwykle znajomi dalecy, albo i jak najdalsi, którym numer zaplątać się musiał przypadkiem. Ci ostatni zapewne nie poznaliby mnie na ulicy, co nie przeszkadza im przesyłać życzeń najszczerszych i najserdeczniejszych. Ci z nich, którzy mnie znają, często życzą mi dobrze, na przykład jeden z ministrów (dzięki!) winszowałby mi zapewne niestresującej pracy ogrodnika tudzież pasterza lam, jeśli tylko miałoby to spowodować, bym przestał o nim pisać. Z pewnością zupełnie czego innego życzy mi najwytrwalsza grupa moich esemesowych przyjaciół - panie z banku, doradcy kredytowi i agenci ubezpieczeniowi, przedstawiciele linii lotniczych i biur podróży, którym kiedykolwiek wpadł w ręce mój numer telefonu. Ci chcieliby, bym zarabiał jak najwięcej, i tu możemy się zgodzić.

Szaleństwo życzeń jak z matrycy ogarnia wszystkich do tego stopnia, że pewien znajomy wysłał seryjne podziękowania za świąteczne esemesy. Dostali je również ci, którzy niczego mu nie przesyłali. Na szczęście mój telefon jest typem gburowatym, a ponadto pozbawionym funkcji "wyślij wszystkim", sam zaś od dawna raczej dzwonię, rzadziej mejluję, do tych kilku osób, którym życzenia złożyć powinienem. Reszta ma zasłużony odpoczynek ode mnie. Co, jak uważa czasem moja żona, też jest niezgorszym prezentem.