Tak czy inaczej, oba państwa przestały być wiarygodnymi partnerami. Jedno jako dostawca gazu, drugie jako kraj tranzytowy.
Obecny kryzys to tylko przedsmak przyszłych kłopotów. Nie ma żadnej pewności, że Rosja przyciśnięta do muru przez kryzys światowy nie zażąda także od Białorusi "rynkowych" cen gazu. W takiej sytuacji musimy się liczyć z odcięciem przepływu błękitnego paliwa Gazociągiem Jamalskim biegnącym przez terytorium Polski.
Co zatem przyjdzie Unii Europejskiej czynić? Długoterminowo powinna uniezależnić się od jakichkolwiek dostaw gazu ze wschodu przez budowę elektrowni atomowych, portów gazu płynnego i rozwój odnawialnych źródeł energii. Nie ma już wątpliwości, że Wspólnota właśnie w tym kierunku pójdzie w perspektywie 20-30 lat.
Krótkoterminowo sprawy są bardziej skomplikowane. Rosja może wyjść z tego sporu zwycięsko, jeśli przeforsuje budowę gazociągów Północnego i Południowego; oba omijają i Ukrainę, i Białoruś, a także Polskę oraz kraje bałtyckie, czyli krytyków Moskwy na forum UE. Może być jednak i tak, że przegra sromotnie. Wobec braku pewności co do rosyjskich dostaw Unia postawi na gazociąg Nabucco. Może też ujednolicić swój system gazociągów, tak by solidarność energetyczną uczynić zasadą, a nie pustosłowiem.
Przyszłość jest niepewna. Nigdy wcześniej jednak Europa nie miała tak dużej szansy na energetyczną samodzielność. Teraz nawet najwięksi entuzjaści Kremla widzą gołym okiem, że jest to partner podejrzany. Nie można wiązać z nim własnego bezpieczeństwa. Stary Kontynent wyjdzie z gazowej wojny odmieniony.