Czy po roku sytuacja została opanowana, a świat stał się mądrzejszy i nauczył się obrony przed takimi kryzysami jak obecny? Odpowiedź jest połowiczna – i tak, i nie. Z jednej strony prawie na pewno mamy za sobą najostrzejszą fazę kryzysu, w ostatnich tygodniach pojawiła się cała seria danych, które tchną optymizmem. W dodatku najprawdopodobniej zostaną wdrożone takie instrumenty – jak ponadnarodowy nadzór – które będą dokładnie kontrolować sektor finansowy, aby nie dochodziło w nim do takich szaleństw jak jeszcze paręnaście miesięcy temu.

Reklama

Istnieje jednak też druga strona medalu – koszty. Ratowanie banków i firm pochłonęło olbrzymie, liczone w bilionach dolarów, sumy. Jak teraz rządy mają spłacić swoje gigantyczne zadłużenie, nie dusząc dodatkowo gospodarki poprzez podnoszenie podatków? Czy nie grozi nam wybuch inflacji? Nie ma co się łudzić, garb zadłużenia będzie jeszcze przez długie lata stanowił jedną z najbardziej dotkliwych konsekwencji kryzysu.

Nie można mieć też wątpliwości co do innej kwestii. Kiedy świat, powiedzmy, za dwa – trzy lata wyjdzie na prostą, nastanie niczym niezakłócany okres prosperity, a o wydarzeniach z 2008 roku będziemy opowiadać dzieciom bajki. Nie, kryzysy są częścią kapitalizmu. Będziemy je jeszcze przeżywać i my, i nasze dzieci, i nasze wnuki. Ostatnie lata to bańka internetowa i bańka na rynku nieruchomości. Jaka bańka będzie następna?