Czego się można spodziewać po ponownym wkroczeniu polskiego prezydenta do unijnej polityki? Ekipa Tuska nie ma większych wątpliwości: Lech Kaczyński spodziewa się sukcesu w sprawie mianowania polskiego komisarza i chce się pokazać jako jego ojciec chrzestny.
A jeśli chodzi o przekonywanie czeskiego prezydenta, by jednak podpisał traktat lizboński, Lech Kaczyński chce na jego tle pokazać się jako osoba kompromisowa i proeuropejska, co niewątpliwie dobrze będzie wyglądało w telewizyjnych spotach w trakcie kampanii prezydenckiej. Prezydent ma instynkt, że w odróżnieniu od walki o fotel sekretarza NATO dla Radka Sikorskiego tym razem ma szansę na oscarową rolę.
Niezależnie jednak od tego, czy rządowi to się podoba, czy nie, ten musi robić dobrą minę i oficjalnie z uśmiechem wdzięczności prezydencką pomoc przyjmować. Bo to Lech Kaczyński jest w prawie, i niczego skomplikowane wyroki Trybunału Konstytucyjnego nie zmienią. Konstytucja jest zagmatwana, równowaga polityczna chwiejna, ale prezydent po prostu ma prawo jechać tam, gdzie chce, i choćby znowu rząd próbował zabierać mu krzesło czy samolot, to i tak – jak się uprze – na pomoc Tuskowi poleci.