Premier podkreślił, że mimo braku publikacji Traktatu w Dzienniku Ustaw dokument ten obowiązuje także w Polsce. "Traktat Lizboński obowiązuje w całej Unii Europejskiej. Czy jest do praktycznego zastosowania dzisiaj w Polsce, przed opublikowaniem - tak" - powiedział Tusk. Przyznał, że niektórzy prawnicy mają co do tego wątpliwości.
"Proszę się nie obawiać, publikacja nastąpi w ciągu najbliższych kilku dni" - zapewnił premier. Wyjaśnił, że MSZ przekazał mu wyjaśnienia, że "potrzeba była poprawienia kilku błędów o charakterze czysto formalnym w tekście, który został przesłany przez Włochów, którzy są gospodarzami traktatu".
Premier był też pytany, jak ocenia wybór nowego przewodniczącego Rady Europejskiej i szefowej unijnej dyplomacji (stanowiska te wprowadził Traktat Lizboński). Pod koniec listopada, decyzją przywódców krajów unijnych, nowym "prezydentem" UE został Belg Herman van Rompuy, a wysokim przedstawicielem ds. polityki zagranicznej Brytyjka Catherine Ashton. Media w całej Europie pisały potem, że wybrano szerzej nieznanych, "kompromisowych" kandydatów, bo kraje członkowskie nie potrafiły się porozumieć w sprawie silnego przywództwa.
Tusk ocenił, że krytyczny osąd, jaki pojawił się w mediach polskich i zagranicznych, był "trochę przesadzony". "Wszyscy zgodzili się co do tego, że w tych pierwszych wyborach po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego Europa przechodzi egzamin. Dlatego wybrano raczej polityków do moderowania, do kompromisu, do szukania ciągłego porozumienia niż do politycznego dyktatu. (...) Szczególnie jeśli chodzi o szefa Rady Europejskiej uważam, że ten wybór był wyborem trafnym. Może nie spektakularnym, może nie imponującym. To nie jest gwiazda mediów, to nie jest postać szeroko znana, ale niezwykle rzetelny człowiek" - mówił szef rządu.
Pytany, kim w takim razie będą realnie nowy prezydent UE i szefowa unijnej dyplomacji, odparł, że - tak jak w polityce krajowej - także w tej europejskiej dużo zależy "od osobowości, od chęci, od formatu polityków". "UE jest tworem delikatnym. W UE integracja o charakterze politycznym, oddawanie władzy w ręce urzędników i polityków europejskich oznacza równocześnie uszczuplanie władzy polityków w państwach narodowych. Ten proces powinien być moim zdaniem ostrożny" - ocenił szef rządu.
Pytany o zapowiedzi, jakie padały jeszcze przed listopadowym szczytem UE, że Polska poprze na szefa unijnej dyplomacji kandydata z naszej części Europy Tusk powiedział, że nie pojawił się żaden inny kandydat poza Ashton.
"Myśmy przepytywali rozmaite państwa, liderów nie tylko z regionu, jakie są możliwe aspiracje ze strony tych państw i pojawiały się nieformalnie nazwiska. W sumie na oba stanowiska pojawiło się chyba z trzydziestu kandydatów, ale kiedy przyszło do próby sił to kandydatka została jedna, formalnie zgłoszona. Trudno było oczekiwać od Polski, aby rozpoczęła bardzo ciężką - i bez większych szans na powodzenie - batalię w imieniu kandydatów spoza Polski, którzy w dodatku się nie zgłosili" - zaznaczył szef rządu.