Jak pisze "Wprost", do rozmowy między Sikorskim a Kowalem doszło jeszcze przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, gdy nie było pewne, że ten ostatni dostanie miejsce na liście PiS.

Reklama

"Minister usłyszał od niego, że propozycja byłaby do rozważenia pod warunkiem, że nie oznaczałoby to transferu do obozu Platformy. Innymi słowy, musiałby się na to zgodzić Lech Kaczyński" - twierdzi rozmówca tygodnika z otoczenia szefa MSZ.

Politycy Platformy alternatywnie oferowali Kowalowi "jedynkę" na swoich listach do PE. Tę propozycję polityk PiS jednak odrzucił. "Ta druga propozycja pokazuje, że Platformie chodziło tylko o wyłuskanie Pawła" - twierdzi znajomy Kowala.

Czołowy polityk PO zapewnia jednak "Wprost", że było inaczej. "Paweł był wtedy marginalizowany w PiS, sam nieraz na to narzekał. W tej sytuacji nasza propozycja wydawała się czymś naturalnym" - wyjaśnia. Kowal ostatecznie nie wyjechał do Kijowa, bo Jarosław Kaczyński umieścił jego miejsce na liście do Parlamentu Europejskiego.

Reklama

Z ustaleń "Wprost" wynika, że MSZ nie zdążył nawet wysondować prezydenta, czy ten puściłby Kowala. Sam europoseł PiS nie chce rozmawiać na temat tamtej propozycji. "Nie jestem upoważniony do komentowania tej sprawy" - mówi tygodnikowi.

Teraz - według "Wprost" - nazwisko Kowala wraca w PO w kontekście innego stanowiska: ambasadora UE w Kijowie, o które zamierza zabiegać polski rząd. "Tym razem szanse są niewielkie, przecież Kowal dopiero co zdobył mandat europosła" - przyznaje rozmówca z Platformy.