Ludwik Dorn stawił się na rozprawę. "Saba nie zeżarła mebli, więc nie było obowiązku, abym płacił za meble,
których Saba nie zeżarła" - tak dokładnie i szczegółowo odpowiadał marszałek Sejmu na pytania dziennikarzy, czy to prawda, co podał w swoim spocie wyborczym LiD.

Marszałek zapowiedział, że wystąpi do sądu "w obronie dobrego imienia Saby" tydzień temu. Zaczęło się od tygodnika "Wprost", który zarzucił suce marszałka, że pogryzła meble w budynku należącym do MSWiA, gdy Dorn był jeszcze szefem tego resortu.

"Pożerała meble. Zniszczyła kanapę i dwa fotele. To wściekły pies. Wszystko gryzie!" - mówił informator tygodnika i dodawał: "Następca Dorna Janusz Kaczmarek musiał kupić nowe wyposażenie, bo wstyd byłoby zaprosić tam jakiegoś zagranicznego gościa".

Politycy lewicy informacje te podchwycili i zaczęli wszędzie powtarzać. Dodali również, że Dorn za meble nie zapłacił. Wtedy marszałek postanowił oddać sprawę do sądu. I to w trybie wyborczym.






Reklama

"LiD będzie musiał to odszczekać" - mówi pewny siebie marszałek.