W rozmowie z TVN24 Napieralski nie wykluczył, że będzie kandydował na szefa partii. Przyznał jednak, że na ostatnim posiedzeniu zarządu SLD przekonywał kolegów, by najbliższy kongres - na którym wybiera się władze partii - odbył się jeszcze przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Dodał, że do tego czasu przewodniczącym SLD pozostanie Wojciech Olejniczak.

Tymczasem na pierwszym po wyborach posiedzeniu zarządu krajowego SLD, Grzegorz Napieralski nie pozostawił na kolegach suchej nitki - twierdzi "Wprost". Polityk ostro skrytykował decyzję o zawiązaniu przed wyborami koalicji z demokratami i SdPl.

Jego zdaniem przez tę decyzję SLD otrzymało mniej mandatów niż spodziewano się wcześniej. Ponadto, Napieralski miał na posiedzeniu zarządu wprost powiedzieć o potrzebie zwołania kongresu partii. A to może oznaczać tylko jedno: Napieralski chce publicznie napiętnować obecny zarząd SLD i przejąć władzę w partii.

Potwierdzają to starzy działacze lewicy. "Powinien walnąć pięścią w stół, zwołać konferencję prasową i zażądać jak najszybszego zwołania kongresu i rozliczenia kierownictwa partii z ostatnich wyborów. W ten sposób rzuciłby rękawicę" - apeluje Miller.

Były premier twierdzi, że Napieralski ma bardzo silną pozycję w SLD, zdecydowanie silniejszą niż Olejniczak. "To taki drugi Krzysztof Janik, który w strukturach zawsze cieszył się popularnością. Gdyby w partii byli Oleksy, Dyduch i Miller, z Olejniczakiem już by nikt nie rozmawiał" - dodaje Miller.

"Wprost" pisze jednak, że nawet bez starych działaczy, coraz mniej ludzi w SLD chce rozmawiać z Olejniczakiem. Wolą z Napieralskim. "Ma świetne kontakty w partyjnych strukturach. Jeździ po kraju, spotyka się z działaczami. Potrafi z nimi porozmawiać po męsku, jak trzeba, to wypić kilka głębszych" - pisze "Wprost".









Reklama