Prezydent Gruzji twardo stoi na stanowisku, że podczas "incydentu gruzińskiego" w pobliżu prezydenckiego konwoju strzały oddali Rosjanie.
"Żadnych odstępstw od reguł bezpieczeństwa nie było" - zapewnia Saakaszwili. "Decyzja o oglądaniu tego miejsca była wspólną decyzją moją i prezydenta Kaczyńskiego" - przekonuje. "Nigdy nie zrobilibyśmy takiej prowokacji, bo w żadnym razie nie była ona w naszym interesie. Zresztą, Gruzini kochają gości i dla nas ich bezpieczeństwo to sprawa honoru" - dodaje Saakaszwili.
Gruziński przywódca zauważa zarazem, że w ten sam region przed polskim prezydentem przyjeżdżało wiele europejskich delegacji. "Niewiele przed Lechem Kaczyńskim był tam też szef francuskiej dyplomacji Bernard Kouchner. I wtedy nikt nie mówił, że Gruzini coś prowokują" - przekonuje gruziński przywódca.
Saakaszwili odpowiada też na spekulacje, jakoby wojna z Rosją miała doprowadzić do jego dymisji. "Będę prezydentem do 2013 roku, kiedy skończy się moja kadencja. Zresztą, według sondaży poparcie Gruzinów dla władzy jest wysokim poziomie" - wyjaśnia prezydent.
Saakaszwili skomentował też niedawny atak Rosji na Gruzję. "Rosjanie dokonali w Gruzji czystek etniczno-politycznych. Teraz są klasycznymi okupantami. Nie licząc radzieckiego wejścia na Węgry, do Czechosłowacji i Afganistanu, poza nazistowskimi Niemcami nikt w Europie czegoś takiego nie zrobił" - mówi.