List ukazał się w konserwatywnej gaziecie "Washington Times", której Barack Obama - jako Demokrata - zapewne nie jest zwolennikiem. Właścicielem pisma jest Sun Myung Moon, twórca potężnej sekty. Na dodatek, sama publikacja roiła się od gaf. Nazwisko Kaczyński przekręcono na "KACZYNKSI". W nocie biograficznej można było przeczytać, że nasz prezydent był m.in. "aktorem dziecięcym" oraz wieloletnim doradcą Lecha Wałęsy. Nie było tam ani słowa, że jest np. profesorem prawa.
"Prezydenccy ministrowie Michał Kamiński czy Mariusz Handzlik wielokrotnie bywali w USA, nie wierzę, by nie wiedzieli, co to za gazeta" - przekonywał minister Radosław Sikorski. Dodał, że nie chciałby do sprawy publikacji Lecha Kaczyńskiego przywiązywać zbyt wielkiej wagi, ale zapewnił, że wyciągnie konsekwencje dyscyplinarne wobec urzędników, którzy pilotowali tę sprawę.
Pomimo uwagi internauty wskazującego przestawienie liter w nazwisku redakcja nie zareagowała.
"Washington Times" ma opinię dziennika konserwatywnego, jest kojarzony z Republikanami i założył go Sun Myung Moon, twórca potężnej sekty.
Będą kary dyscyplinarne - zapowiada Radosław Sikorski. Szef MSZ oburza się na niekompetencję swych służb, które koordynowały publikację listu Lecha Kaczyńskiego w amerykańskiej prasie. Tekst miał być przesłaniem dla Baracka Obamy, ale przy gratulacjach zabrakło nazwiska prezydenta. Co więcej, w tekście przekręcono nazwisko, a wybór samej gazety też nie był przemyślany.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama