Coroczna podwyżka pensji była dotąd przyznawana posłom i senatorom niejako automatycznie. Wynikała z waloryzacji pensji w całej administracji. W 2008 r. pensja posła wynosiła ok. 9,9 tys. zł brutto. W tym roku miała wzrosnąć do 10,3 tys. brutto. I będzie wyższa, ale tylko do 1 marca - pisze "Polska".
Na podwyżki nie mogą liczyć m.in.: prezydent RP, premier i wicepremierzy, marszałkowie i wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, prezesi NIK, NBP oraz IPN, rzecznicy – praw obywatelskich i praw dziecka, oraz przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
Zamrożenie płac najważniejszych ludzi w państwie to rezultat szukania oszczędności przez Ministerstwo Finansów. W okresie od marca do grudnia 2009 r. budżet zaoszczędzi na ich pensjach 4,4 mln zł.
Oszczędności nie budzą entuzjazmu wśród posłów. "Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera" - wścieka się na Rostowskiego jeden z czołowych polityków PSL-u. Zdaniem Joanny Senyszyn z SLD rząd Tuska zachowuje się równie populistycznie jak rząd Millera. "Wróżę Tuskowi taki sam koniec jak Millerowi" - stwierdza posłanka i dodaje: "Z punktu widzenia skali oszczędności ten ruch nie ma żadnego znaczenia. Ale ma spore znaczenie propagandowe".
Cięcia w wydatkach Sejmu nie ograniczą się jednak do poselskich pensji. W ramach oszczędności budżet sejmowy na rok 2009 ograniczono o 37 milionów, czyli o 10 proc. Nie zostanie kupiony żaden nowy samochód, a remonty kanalizacji i ocieplanie budynków Sejmu przełożono na przyszłe lata.