Dziennikarze wyśledzili prezydenckiego ministra w niedzielę. Najpierw Piotr Kownacki limuzyną z kierowcą zajechał pod jedną ze stołecznych stacji radiowych, w której był gościem.

>>> Kownacki kupuje sukienki na przecenach

Reklama

Gdy opuścił radiowe gmachy, wsiadł do limuzyny, a jego kierowca ruszył w rajd po stołecznych ulicach. Momentami gnał nawet 140 kilometrów na godzinę. "Czyżby auto ministra Kownackiego śpieszyło do jakichś niezwykłej wagi spraw państwowych? Gdzie tam! Okazało się, że celem tej niemalże straceńczej misji był... bazarek położony w pobliżu mieszkania ministra" - pisze "Fakt".

"Gdy tylko kierowca odwiózł ministra przed sam dom, musiał służyć mu jeszcze w roli tragarza. Kownacki wyszedł najwidoczniej z założenia, że tachanie ciężkich siat nie przystoi ministrowi" - dodaje tabloid.

>>> Kownacki pozywa do sądu Radio ZET

"Fakt" pisze, że o całą sytuację chciał zapytać "wielmożność ministra Piotra Kownackiego". "<Pan minister jest zajęty> - usłyszeliśmy jednak w jego sekretariacie. (...) Jaśnie panie Kownacki, Fakt przypomina, że kierowca, limuzyna, a nawet i pan, to wszystko opłacone jest przez podatników. Nie oczekujemy wielkiej za to wdzięczności, przyzwoitość wystarczy" - kpi z ministra bulwarówka.