Sprawa afery gruntowej, która latem 2007 roku doprowadziła do upadku rządu PiS - Samoobrona - LPR, powoli dobiega końca. Na początku lipca 2007 roku Ryba i K. zostali zatrzymani przez agentów CBA. Za gigantyczną łapówkę - blisko 3 mln zł - próbowali odrolnić blisko 40 ha ziemi na Mazurach. Powoływali się przy tym na wpływy, jakie mieli u kierującego wówczas resortem rolnictwa Andrzeja Leppera. Wpadli, bo biznesmeni, dla których podjęli się załatwienia sprawy, okazali się podstawionymi przez CBA agentami.

Reklama

>>>Lepper do CBA: Nic na mnie nie macie

Wczoraj zarówno prokurator, jak i obrońcy dwóch oskarżonych w warszawskim sądzie rejonowym wygłosili mowy końcowe. Oskarżyciel zażądał ukarania obu: domaga się, aby Ryba na cztery lata trafił do więzienia, a Andrzej K. zapłacił 54 tys. zł grzywny. Prokurator wniósł o nadzwyczajne złagodzenie kary dla tego drugiego, gdyż od samego początku śledztwa poszedł on na współpracę z wymiarem sprawiedliwości i opowiedział ze szczegółami na temat swojej roli w aferze. "Przyznał się, składał obszerne wyjaśnienia" - uzasadniał prokurator Andrzej Pasieczny. "Wyrok odbije się echem w całym kraju. Pokaże, że nie ma litości dla oskarżonego, który popełnia przestępstwo i dopuszcza się niecnych czynów" - dowodził oskarżyciel.

>>>Tak wyglądała afera przeciekowa

Z kolei dla byłego dziennikarza TVP Piotra Ryby prokurator nie ma już taryfy ulgowej i domaga się czteroletniej odsiadki. Ten z kolei twierdzi, że padł ofiarą konfabulacji wspólnika w interesach i prowokacji biura antykorupcyjnego. "Każdy z nas ma takiego Andrzeja K., który jest w stanie spuścić nas na dno. Miałem do niego zaufanie jako do przyjaciela i prawnika" - mówił zaś w ostatnim słowie Ryba. Twierdził, że choć brał udział w odralnianiu działki na Mazurach, to robił to bezinteresownie.

Jednak mimo finału sądowego afera gruntowa okazała się porażką zarówno CBA, jak i prokuratury. Bo jedynymi oskarżonymi w tej sprawie zostali K. i Ryba. "Ale wpadły tylko płotki" - mówi DZIENNIKOWI jeden z prokuratorów zajmujących się aferą gruntową.

Bo prawdziwym celem operacji był Andrzej Lepper, który 6 lipca 2007 roku, tuż przed finałem został ostrzeżony przed grożącym mu niebezpieczeństwem. Lider Samoobrony miał się tego dnia spotkać z Rybą. Spotkanie w ostatniej chwili odwołał.

Reklama

W sierpniu 2007 r. prokurator Jerzy Engelking na słynnej multimedialnej konferencji prasowej przedstawił hipotezę, jak mógł wyglądać przeciek. Śledczy zaprezentował wówczas kilka nagrań z kamer zainstalowanych w warszawskim hotelu Marriott. Na krótkich filmikach można było zobaczyć, jak ówczesny szef MSWiA Janusz Kaczmarek pojawił się tam 5 lipca 2007 roku późnym wieczorem i zmierzał do prywatnych apartamentów zajmowanych przez Ryszarda Krauzego, szefa Prokomu. Chwilę po Kaczmarku gościem multimilionera był poseł Samoobrony Lech Woszczerowicz, który następnego dnia rano wyraźnie podekscytowany pojawił się w Ministerstwie Rolnictwa i spotkał się z Lepperem.

W lipcu pojawiły się informacje, że oddzielne śledztwo, które zostało wszczęte po to, aby wykryć sprawcę przecieku, może zostać umorzone. Wówczas interweniował jednak szef CBA Mariusz Kamiński, który poinformował prokuraturę, że niektóre dowody mogące wskazać sprawców przecieku zostały pominięte. Ostatecznie śledczy postanowili przesłuchać go jako świadka i śledztwo w sprawie przecieku trwa do tej pory.