"Jestem konstytucyjnie najwyższym przedstawicielem Rzeczpospolitej i chciałbym być tak traktowany. Także w kancelarii premiera, a nie ganiany po kilku piętrach przez zastępcę szefa kancelarii, chociaż droga windą trwa jedną minutę. To jest sprawa szacunku dla własnego państwa" - mówił o swoim spóźnieniu na uroczystość Lech Kaczyński.
Strona rządowa postanowiła z aptekarską dokładnością odeprzeć te zarzuty - podaje TVP Info. Wyliczono, że prezydent miał do pokonania 54 schody i była to taka sama droga, którą przeszła amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice.
Urzędnicy obliczyli też na podstawie zapisu z kamer przemysłowych w gmachu, że prezydent przyjechał już spóźniony o sześć minut, a droga do właściwej sali zajęła jeszcze dodatkowo trzy minuty.
"Pan prezydent nie jechał windą ze względu na brak możliwości korzystania z wind w pionie głównym KPRM, w którym remontowane jest wejście główne. Pan prezydent nie skarżył się ani nie miał żadnych uwag dotyczących drogi, którą był prowadzony. W obecnym momencie jest to najkrótsza droga, a jednocześnie najbardziej reprezentacyjna" - napisało w swoim oświadczeniu Centrum Informacyjne Rządu.
Urzędnicy zrobili prawdziwą rekonstrukcję zdarzeń, niemal, jak w programie "997". Oto ona: "Pan Prezydent podjechał pod wejście <D> KPRM (tzw. wejście <premierowskie>), następnie został przeprowadzony przez korytarz znajdujący się na pierwszym piętrze przy gabinecie premiera (do wyłącznego użytku prezesa Rady Ministrów). Po przejściu korytarza i Sali Obrazowej na na pierwszym piętrze pan prezydent wszedł schodami na drugie piętro i półpiętro (w sumie 54 stopnie), na którym znajdowała się Sala Kolumnowa, w której odbywała się uroczystość".