Już wkrótce będzie o nim głośno. Dlaczego? Bo komisja śledcza do spraw banków właśnie startuje. Ma się zająć prywatyzacją polskich banków z ostatnich 17 lat. Pierwszoplanową gwiazdą komisji będzie oczywiście Artur Zawisza. Ma prześwietlić polskie banki, a sam nie jest krystalicznie czysty.
Ciąży na nim sprawa jeszcze sprzed czterech lat. Zawisza przejeżdżał wtedy przez granicę polsko-słowacką w Łysej Polanie. Podobno bardzo się zdenerwował na kierowców, którzy próbowali się wcisnąć bez kolejki. "Gestykulowałem i mogłem przez otwarte okno musnąć bądź trącić kierowcę" - tłumaczył się w sądzie poseł PiS.
Ryszard K., prawnik ze Śląska, jest zdumiony jego słowami. "To nieprawda. Zawisza uderzył mnie w twarz" - mówi. Jego żonę od napaści posła uratował podobno pogranicznik. Zawisza mówi, że to kłamstwo, bo żonę prawnika tylko "przytrzymał", kiedy się na niego rzuciła.
Słowa Zawiszy potwierdziła jego żona i sam Ludwik Dorn, który teraz jest wicepremierem. Sąd uwierzył im i uniewinnił posła, ale sąd apelacyjny kazał powtórzyć proces. Posłowi PiS na razie nie chce się zajmować takim drobiazgem i w związku z tym nie stawia się w sądzie. Pewnie dlatego, że ma na swojej głowie ważniejsze sprawy. Państwowe.
Jak wiadomo, żona Cezara powinna być poza wszelkim podejrzeniem. Podobnie szef sejmowej komisji śledczej, który ma zbadać, czy politycy i bankowcy nie łamali prawa. Tymczasem poseł PiS Artur Zawisza ma proces o pobicie. Nikogo nie uderzyłem, tylko gestykulowałem - tłumaczy się poseł.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama