Bez reformy za kilka lat grozi nam zapaść Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Nieoficjalnie wiadomo, że rząd boi się przyznać, że po zmianach renty będą niższe niż teraz.

Chodzi o zmianę sposobu ich naliczania. W nowym systemie ich wysokość byłaby zależna od własnego kapitału zgromadzonego na koncie ubezpieczonego. Jednak w większości przypadków stan kont ubezpieczonych jest bardzo niski. W rzeczywistości nowe emerytury byłyby niższe. Na to nie godzi się nowa szefowa resortu pracy Anna Kalata.

Specjaliści są jednak zdania, że to bardzo szkodliwa decyzja. Nowe zasady ograniczą ogromną liczbę rencistów. "Zablokowanie reformy rentowej zachęci ludzi do korzystania rent. To z kolei podroży koszty pracy i obniży szanse na zmniejszenie bezrobocia. Rząd będzie zmuszony podnieść składki na ubezpiecznie rentowe" - przekonuje Ewa Lewicka, która w rządzie Jerzego Buzka pracowała nad reformą ubezpieczeń społecznych.