Wczoraj prokuratura przesłuchała 5 świadków, ale łącznie przepytano już 13 osób. To na podstawie ich zeznań, donosu Jacka Kurskiego oraz po zbadaniu dokumentów z PZU, prokuratorzy postanowili wszcząć śledztwo. Ale to dopiero początek! Wezwano do prokuratury kolejnych pracowników PZU.

Jeden z nich podobno potwierdził słowa Kurskiego o nieprawidłowościach. Według ministra Ziobro, osoba ta "mogła posiadać informacje bardziej bezpośrednie niż pan Kurski". Nic w tym dziwnego, bo - według nieoficjalnych wiadomości - chodzi o Włodzimierza Soińskiego, członka zarządu PZU.

Zbigniew Ziobro zapewnił, że szybkie przeszukanie w PZU nie było żadnym nadużyciem władzy, a wręcz przeciwnie. Zapobiegło zniszczeniu wszystkich dowodów przestępstwa.

Słowa ministra sprawiedliwości potwierdził prokurator krajowy, Janusz Kaczmarek. W PZU niszczono dokumenty dotyczące kampanii billboardowej. Podkreślił, że ta informacja musi zostać dopiero sprawdzona.

Jacek Kurski twierdzi, że PZU pośrednio finansowało billboardy lidera Platformy Obywatelskiej przed wyborami prezydenckimi. Za - bagatela - kilkadziesiąt milionów złotych.

Aby było to możliwe, dokonano manipulacji w związku z opłaconą przez PZU kampanią "Stop wariatom drogowym". Przeciw temu hasłu zaprotestowali psychiatrzy. Wówczas - według Kurskiego - PZU miało kampanię przerwać i sprzedać wykupione billboardy za drastycznie zaniżoną cenę (3 proc. wartości!) agencji reklamowej związanej z synem Andrzeja Olechowskiego. Po miała je odkupić od agencji i następnie użyć w kampanii prezydenckiej Donalda Tuska. W ten sposób za wiele milionów złotych wszyscy klienci PZU pośrednio opłaciliby kampanię Tuskowi. Za taką niegodpodarność grozi do 5 lat więzienia.

"Na razie w sprawie jest więcej pytań niż odpowiedzi, ale istnieje podejrzenie niegospodarności" - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej Maciej Kujawski. Zastrzegł, że śledztwo prowadzone jest na razie w sprawie, a nie przeciwko komuś.

Lider PO stanowczo zaprzecza zarzutom Jacka Kurskiego. Zapowiada pozwanie Kurskiego do sądu.