"Apeluję do swojej przyjaciółki wieloletniej i zwracam się do niej: Urszula, czy ty Boga w sercu nie masz, przecież twój mąż najwyraźniej mnie wrobił w jakąś gigantyczną historię, tak przynajmniej twierdzą faceci od służb. Jeśli nawet nie jest winny, to musi coś wiedzieć" - mówiła była wicepremier.

"Zwracam się do niej, bo ją znam od 1972 r. To jest moja koleżanka, ona będzie wiedziała, mieszka w Świdniku, jej mąż też mieszka w Świdniku. W Świdniku mieszka człowiek, który jest sprawcą mimowolnym, bądź nie mimowolnym, ale na pewno coś wie" - dodała.

Dziennikarze odnaleźli dom, w którym w Świdniku mieszkają przyjaciółka Gilowskiej - Urszula i jej mąż. Starsza kobieta i młody chłopak, którzy wyszli z domu, nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami. Nie otworzyli furtki. Zażądali, aby dziennikarze odeszli i nie nachodzili ich.

Była wicepremier pytana o wyjazdy zagraniczne w latach 80-tych wyjaśniła, że wyjeżdżała za granicę, ale były to wyjazdy grupowe i formalności załatwiały służby uniwersyteckie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

"Wyjeżdżałam w ramach wyjazdów grupowych studentów i pracowników organizowanych przez KUL i wtedy nie musiałam się o nic ubiegać. Wszystko załatwiały stosowne służby KUL, tam odbierałam paszport i tam oddałam paszport" - powiedziała.

" Nie mówiłam na konferencji prasowej w piątek, że nie wyjeżdżałam. Powiedziałam, że nigdy nie ubiegałam się o paszport, ani o stypendium, ani o staż, ani o żadne dobro, które było wówczas dostępne na rynku reglamentowanym przez SB" - dodała.

Zdymisjonowana wicepremier, minister finansów Zyta Gilowska złożyła wniosek do prokuratury w sprawie "szantażu lustracyjnego" wobec niej. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro polecił wszcząć śledztwo z paragrafu przewidującego do 10 lat więzienia za "bezprawne wywieranie wpływu na czynności urzędowe konstytucyjnego organu".