"Potwierdzam: działania służb dostarczyły naszej dyplomacji i decydentom argumentów do postawienia weta. Dzięki służbom rząd dowiedział się, że argumenty przedstawiane przez Rosję są, delikatnie mówiąc, nieprzekonujące i łatwe do obalenia" - mówi Wassermann. Czy to właśnie rosyjskie służby specjalne zmontowały mięsną aferę? "Sądzę, że dość łatwo" - odpowiada minister.

Chodzi o sprawę, która wywołała międzynarodowy skandal i niesnaski między Polską, krajami Unii Europejskiej i Rosją. Weto Polski wobec gazowego porozumienia UE z Rosją było spowodowane właśnie rosyjskim zakazem importu polskiego mięsa.

Rosjanie zakazali rok temu importu polskiego mięsa do Rosji, co przyniosło straty polskim eksporterom. Oficjalny powód: polskie firmy rzekomo wysyłały nieświeże mięso i fałszowały dokumentację.

Ale nasza prokuratura i służby z pomocą Litwinów ustaliły, że fałszywa dokumentacja wcale nie powstała w Polsce. Odnaleźli ludzi i dokumenty świadczące o tym, że dane wykorzystane do fałszerstwa pochodziły z zupełnie innej transakcji dokonanej bez udziału Polaków.

W jednym z zakwestionowanych przez Rosjan dokumentów, o czym DZIENNIK pisał już kilka dni temu, zamiast słowa "weterynarii" napisano z rosyjska "weterinarii". Na podrobionych blankietach nie występują polskie litery: ł, ó, ź, ż. Fałszerz korzystał z komputerowego edytora, w którym nie ma takich czcionek.

Dzięki tym ustaleniom "mięsny spisek" został zdemaskowany i jest szansa na zniesienie rosyjskiego zakazu. Minister Andrzej Krawczyk z Kancelarii Prezydenta ma nadzieję, że nastąpi to już od 1 stycznia.