Stanisław Krawczyk dał się namówić na krótką rozmowę dziennikarzowi "Rzeczpospolitej". Ma dość tej całej afery. Wstydzi się skandalu, jaki wywołała jego była żona, oskarżająca Stanisława Łyżwińskiego o zmuszanie do seksu w zamian za pracę.



"Moja mama nie wychodzi z domu. Ciągle płacze. Wszyscy jesteśmy w szoku. Mam do niej ogromny żal, że wciągnęła nas w tę aferę. Najbardziej szkoda mi córek" - wyznaje na łamach gazety Stanisław Krawczyk, kierowca i handlowiec. Z Anetą ma dwie córki: Dominikę i Anię. Trzecia, Weronika - jak twierdzi mężczyzna - nie jest jego, choć poczęta została w czasie małżeństwa.



"Weronika urodziła się pół roku po naszym rozwodzie. Kiedy się o tym dowiedziałem, wystąpiłem do sądu o ustalenie ojcostwa. W czasie rozprawy Aneta przyznała, że to nie moje dziecko. Ale nigdy nie powiedziała, kto jest ojcem" - wspomina Stanisław Krawczyk.

Jak twierdzi, żona zawsze miała słabość do facetów. To przez nich rozpadła się mu rodzina. Kryzys zaczął się w 1998 r., kiedy pani Krawczyk zaczęła pracować jako akwizytorka. "Z domu znikała nawet na trzy tygodnie. Wpadła w złe towarzystwo, oszukiwała mnie" - mówi pan Stanisław. Kiedy nakrył matkę swych dzieci z młodym chłopakiem w barze, który prowadzili na dworcu w Radomsku, nie wytrzymał. Wyprowadził się z domu. Potem się rozwiedli.

To było siedem lat temu. Miał spokój aż do teraz. Bo seksafera niszczy nie tylko jego, ale też mu najbliższych. A tego byłej żonie nie podaruje.