Dziennik.pl: Czy swoje urzędowanie w MSWiA zacznie Pan od dymisji? Od dawna mówi się o szefie policji, gen. Marku Bieńkowskim, który sam się z nią nosił… A może raczej wiceminister Marek Surmacz, specjalista od wysyłania policjantów po wieśmaki?
Janusz Kaczmarek: Nie. Najpierw zapoznam się z wszystkimi dokumentami na temat resortu oraz Komendy Głównej Policji. Już dziś poleciłem każdej komórce ministerstwa i KGP przygotowanie informacji, na jakim etapie są prace związane z reformą obu instytucji, jakie są ich największe problemy i które już rozwiązywane sprawy na jakim są etapie. W pierwszej kolejności zajmę się obsadą wakatów na stanowiskach, bo one najbardziej wpływają na pogorszenie skuteczności pracy. Co nie oznacza oczywiście, że w przyszłości dymisji nie będzie.
Czyli że jednak ktoś straci pracę?
Niewykluczone.
Na dniach zapowiada się strajk podległych Panu służb mundurowych. Co pan zrobi, żeby do niego nie doszło?
Będę musiał zapoznać się z realiami, dowiedzieć się, skąd te problemy i jakie jest podłoże tych nastrojów. Spotkam się pilnie ze związkami zawodowymi służb, kierownictwem policji i służb oraz wszystkimi komendantami wojewódzkimi. Mam nadzieję, że znajdzie się jakiś środek zaradczy. Że wspólnie go znajdziemy. Policjantów znam najlepiej, byłem prokuratorem i z nimi pracowałem. Bardzo wysoko ich cenię za sposób, w jaki wykonują swój zawód. Będę się starał podnieść prestiż tego zawodu, aby kojarzył się ludziom z bezpieczeństwem, zaufaniem, pomocą, a nie aferami łapówkowymi, np. w drogówce.
Co Pan zrobi z wakatami w policji? Z jednej strony jest coraz mniej chętnych do wstąpienia w jej szeregi, z drugiej policjanci uciekają na Zachód - w Holandii czy w Wielkiej Brytanii całe regiony zapraszają ich do pracy.
Temu problemowi poświęcę wiele uwagi. I liczba wolnych miejsc w policji, i odchodzących z niej policjantów daje naprawdę poważnie do myślenia. Tu nastąpiły wieloletnie zaniedbania, które trzeba jak najszybciej odrobić.
Wiele osób mówi, że jest Pan z nadania politycznego i przyszedł po to, by realizować wprost zalecenia polityczne, których nie chciał ponoć wypełniać Ludwik Dorn?
Nie wiem o żadnych politycznych kwestiach. Moja rozmowa, którą przeprowadziłem (z premierem i prezydentem), nie dotyczyła polityki, sprawa była jasna: to ma być sprawny resort, dający poczucie bezpieczeństwa obywatelom. Nie otrzymałem żadnych politycznych poleceń ani uwag. Za to dostałem pełną swobodę działania.
Ale wielu twierdzi, że przyszedł Pan tutaj, bo zapowiadają się masowe zatrzymania polityków lewicy i ktoś musi tego dokonać?
(Śmiech) Pozostawiam to bez komentarza.
Co przekonało Pana do objęcia resortu spraw wewnętrznych? Długo się pan przecież zastanawiał. Co doradziła Panu żona, która brała udział w rozmowach na temat przejścia z prokuratury?
Żona nie chciała, żebym został ministrem. Prawda jest taka, że już w ogóle nie będzie mnie widzieć w domu. Tak naprawdę nie potrafię odpowiedzieć, dlaczego się zgodziłem. Myślę, że duże znaczenie miała rozmowa z prezydentem Lechem Kaczyńskim, którego znam i bardzo cenię, i z którym łączy mnie przyjaźń. Chyba to przeważyło.
Janusz Kaczmarek przyznał, że do objęcia funkcji szefa MSWiA przekonał go dopiero prezydent Lech Kaczyński, którego uważa za przyjaciela. W wywiadzie dla dziennika.pl, pierwszym po objęciu teki ministra, Kaczmarek nie wykluczył dymisji w resorcie, choć najpierw - jak powiedział - zajmie się obsadą wakatów, bo to jest ważniejsze.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama