DZIENNIK opisał, jak 30 listopada wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Marek Surmacz pomógł swojej koleżance z rządu, wiceminister pracy Elżbiecie Rafalskiej. Patrol policjantów z komisariatu kolejowego - na jego polecenie - kupił podróżującej właśnie pociągiem urzędniczce dwa hamburgery, sałatkę i napój - i przyniósł w czasie postoju we Wrocławiu. Rafalska poskarżyła się wcześniej Surmaczowi, że jest głodna.
Teraz prokuratura sprawdzi, czy Surmacz nie przekroczył swoich uprawnień. "To zachowanie zostanie wyjaśnione w toku postępowania prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie" - powiedział nam wczoraj Jerzy Engelking, zastępca Prokuratora Generalnego. "Zbadamy, czy wyczerpuje znamiona czynu karalnego. Lub czynów karalnych" - podkreśla wiceminister sprawiedliwości. Policjanci z dworca - kobieta i mężczyzna - którzy wykonali polecenie, nie zostaną ukarani.
Marek Surmacz nie czuje się winny. "Jeszcze sto razy wysłałbym policjantów, aby dostarczyli kanapki głodnej pani minister" - powiedział. A sama Rafalska zapowiedziała w Radiu Zet, że gotowa jest podać się do dymisji, jeśli - jak powiedziała - opinia publiczna uzna, że z powodu hamburgera można zmienić skład rządu.
Ta sprawa zbulwersowała policjantów, bo zaledwie 24 godziny po historii z dostarczaniem hamburgerów we Wrocławiu inna para policjantów z komisariatu kolejowego - tym razem w Warszawie - odwoziła w nocy do Siedlec dyrektora Tomasza Serafina, szefa departamentu bezpieczeństwa publicznego MSWiA. Serafin bawił się na imprezie razem z innymi pracownikami ministerstwa. Odwożący go policjanci Justyna Zawadka i Tomasz Twardo w powrotnej drodze zginęli w wypadku samochodowym.
"Ujawniliście mały fragment zepsucia, jakie panuje w Ministerstwie pod rządami byłego sierżanta Surmacza. To jest psucie policji, czyli osłabianie bezpieczeństwa kraju. Policjanci mają narażać życie i minutę później z uśmiechem dostarczać kanapki? Mam nadzieję, że pani wiceminister choć napiwek dała" - ironizuje Roman Wierzbicki szef policyjnego związku zawodowego na Śląsku.
"Pan Surmacz powinien podać swój numer telefonu do publicznej wiadomości, jest mnóstwo kobiet jeżdżących pociągami, wiele z nich na pewno jest głodnych" - mówi nam były minister spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik.
Wczoraj próbowaliśmy kilkakrotnie skontaktować się w tej sprawie z przełożonym Marka Surmacza, ministrem spraw wewnętrznych i administracji Ludwikiem Dornem. Był nieuchwytny, w pracy go nie było. Surmacz odebrał nasz telefon, ale gdy usłyszał, kto dzwoni, rzucił tylko: "Nie rozmawiam z wami" i przerwał połączenie.
Śledczy z warszawskiej prokuratury okręgowej zbadają, czy Marek Surmacz, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, nie popełnił przestępstwa - pisze DZIENNIK. Surmacz nie czuje się winny. "Jeszcze sto razy wysłałbym policjantów, aby dostarczyli kanapki głodnej pani minister" - mówi.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama