Cały konflikt pomiędzy prezydentem a prezesem IPN powstał dlatego, że obaj inaczej interpretują ustawę lustracyjną, której nowelizacji Lech Kaczyński jest autorem - donosi "Newsweek". Prezydent chciałby, aby na listach agentów umieszczano wyłącznie osoby, które ponad wszelką wątpliwość współpracowały ze służbami PRL. Kurtyka natomiast chce na nie wpisać wszystkich, których SB traktowały jako źródło informacji.

Prezes IPN uważa, że na liście agentów powinni znaleźć się nawet ci, wobec których sąd lustracyjny nie znalazł dowodów współpracy, a przez bezpiekę byli uważani za źródła osobowe. Znalazłyby się tam więc znane nazwiska: Zyta Gilowska, Małgorzata Niezabitowska, Józef Oleksy, Marian Jurczyk czy Andrzej Krawczyk, do niedawna prezydencki minister. Obok nazwiska miałaby być umieszczona informacja o wyniku postępowania lustracyjnego.

O konflikcie na linii Kurtyka - Kaczyński mówiono już od dawna. Prezydent już od jakiegoś czasu odnosił się do prezesa IPN z niechęcią. Jest ona na tyle duża, że nawet podczas oficjalnych uroczystości panowie unikają kurtuazyjnego przywitania - twierdzi "Newsweek".

Prezydencka nowelizacja ustawy lustracyjnej weszła w życie w czwartek. Zakłada, że obowiązek lustracyjny stanie się niemal powszechny. Oświadczenia lustracyjne będą musiały składać nie tylko osoby publiczne, ale także m.in. rektorzy, dyrektorzy szkół, pracownicy naukowi, członkowie władz spółek z udziałem Skarbu Państwa, komornicy, doradcy podatkowi i dziennikarze.