Nazwisko Kornatowskiego wymienia tzw. raport Rokity - efekt pracy działającej na przełomie lat 80. i 90. sejmowej komisji badającej przestępstwa aparatu bezpieczeństwa w PRL. Odtajniony kilka lat temu dokument opisuje 91 przypadków zabójstw, przeważnie opozycjonistów. Wśród nich był Tadeusz Wądołowski, który - po zatrzymaniu w 1986 r na komisariacie kolejowym w Gdańsku - nagle zmarł. Oficjalną przyczyną była niewydolność serca.

Jednak bliscy ofiary twierdzili, że został brutalnie pobity przez milicjantów. Kornatowski jako młody prokurator miał prowadzić przesłuchania tak, by zatuszować sprawę. Obecny szef policji wszystkiemu zaprzecza, a minister Kaczmarek broni podwładnego.

"W wyjaśnieniu sprawy musimy oprzeć się na dokumentach, które zbada powołana przeze mnie komisja. Chciałbym, aby przegląd dokumentów w tej sprawie zrobił także IPN" - zapowiedział wczoraj Kaczmarek.

Premier Jarosław Kaczyński obiecał zapoznać się ze sprawą, ale na razie bardziej wierzy Kornatowskiemu niż Rokicie. Powiedział, że w latach 70. i 80. badał przypadki zabójstw MO i SB.

"Z racji doświadczenia mam przewagę nad Rokitą, który zaczął zajmować się tymi sprawami po 1989 r. Według mojego rozeznania, w tym przypadku mieliśmy do czynienia z troszkę inną sytuacją, niż to zostało opisane w raporcie pana Rokity" - dodał premier. Rokita jednak podtrzymuje swoją wersję. Zarzuca prokuratorom, że bronią Kornatowskiego, bo raport sejmowej komisji, której szefował, zagraża ich środowisku.

Także znani opozycjoniści z Wybrzeża mają szereg wątpliwości. Andrzej Gwiazda mówi, że trudno będzie dojść prawdy wyłącznie na podstawie dokumentów: "Takie śliskie sprawy załatwiane były ustnie". Uważa jednak, że sprawę trzeba zbadać tak dokładnie, jak się da.

Podobnego zdania jest Krzysztof Wyszkowski, współzałożyciel Wolnych Związków Zawodowych na Wybrzeżu: "To się działo w PRL. Wtedy wszyscy wiedzieli, że milicja katuje ludzi, a prokuratura jest narzędziem absolutnie podporządkowanym SB".

Reklama

To, co opisał DZIENNIK, może wskazywać, że Kornatowski uległ atmosferze PRL. Wyszkowski przypomina, że gdańska prokuratura była skrajnie upolityczniona. Jego zdaniem, praca w niej stawia Kornatowskiego w trudnej sytuacji.

"Pan Kornatowski musiał wiedzieć, gdzie pracuje, jakie sprawy są tam tuszowane. Jeśli trafił na taki przypadek, to powinien odejść, tak zrobiło wielu prokuratorów" - mówi.