Zaledwie pięć minut po rozpoczęciu wczorajszej rozprawy Arkadiusz Mularczyk zdetonował prawdziwą bombę.
"Złożyłem wniosek do Instytutu Pamięci Narodowej na okoliczność istnienia dokumentów o sędziach Trybunału Konstytucyjnego" - zaczął mówić Arkadiusz Mularczyk zaledwie pięć minut po rozpoczęciu wczorajszej rozprawy. Relacjonował, że odnalazł w IPN dokumenty, z których wynika, że dwaj sędziowie "zostali zarejestrowani jako kontakty operacyjne wywiadu". Mularczyk wnioskował o odroczenie rozprawy do czasu wyjaśnienia wątpliwości.
To wywołało konsternację całej sali. Oszołomiony zdawał się być nie tylko jego przeciwnik Ryszard Kalisz reprezentujący posłów SLD skarżących ustawę. Napięcie czuć było również wśród członków Trybunału. Sędziowie zaczęli nerwowo zerkać po sobie. Na sali zapadła cisza. Napięcie było tym silniejsze, że Mularczyk nazwiska podał dopiero po dłuższej chwili. Adam Jamróz i Marian Grzybowski - ich właśnie dotyczył wniosek - wysłuchali tego bez żadnej widocznej reakcji.
Obaj są sędziami wybranymi do TK z rekomendacji SLD. Jak okazało się wczoraj, kilkanaście lat wcześniej zostali zarejestrowani jako kontakty operacyjne przez służby specjalne PRL. Prowadzący rozprawę od razu zarządził przerwę, by rozpatrzyć wniosek Mularczyka.
"Wniosek jest zwykłą podłością" - komentowali dominujący na sali przeciwnicy lustracji. Byli pewni, że zostanie odrzucony. Przewodniczący TK Jerzy Stępień zdecydował, że w obliczu tak poważnych wątpliwości sędziowie muszą być wykluczeni. Rozprawa trwała do późnego wieczora.
Pod wieczór Stępień ostro zaatakował Mularczyka. Wytknął mu zatajenie istotnych faktów dotyczących obu sędziów. Mularczyk nie podał, że Jamróz w 1978 odmówił współpracy ze względów moralnych. "Pan zataił to przed Trybunałem, ale nowa ustawa lustracyjna zadziałała i cała Polska już o wszystkim się dowiedziała" - wyrzucał mu Stępień. Poseł nie udzielił jasnej odpowiedzi, dlaczego to pominął. Wyrok mimo opóźnień może zapaść dziś.
Jeszcze rano nic nie zapowiadało tak wielkich emocji. Po środowej odmowie wykluczenia ze składu czterech sędziów, na wczoraj zaplanowano repliki i pytania członków TK do obu stron procesu. Ten etap rozpoczął się jednak nie o 11, ale cztery godziny później.
Jak ustalił DZIENNIK, poseł wraz z marszałkiem Sejmu Ludwikiem Dornem wniosek do IPN wysłali dopiero wczoraj wieczorem. Przygotowane dokumenty Mularczyk przeglądał w IPN wcześnie rano. Szybkie tempo ich odnalezienia Ryszard Kalisz potraktował jako szansę na odparcie ataku Mularczyka. Oburzony przekonywał, że to najlepszy dowód na to, że PiS traktuje ustawę lustracyjną jako narzędzie do "gry teczkami".
"To okoliczność, która powinna być rozważona jako podstawa do wyłączenia sędziów z tej rozprawy" - poparł wniosek Mularczyka wiceprokurator generalny Piotr Piątek. Gdy kończył swoje wystąpienie, siedzący tuż obok Kalisz zanosił się śmiechem. Zarzucił prezesowi IPN Januszowi Kurtyce, że znajduje się na usługach PiS. Kontrolę nad nim ma - według Kalisza - ten, który delegował Piątka, czyli minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
On sam uważał, że wczorajsze wyłączenie sędziów było zasadne. "Nie mówię, że dokumenty przesądzają o współpracy" - mówił minister w TVN 24. Chwalił jednak decyzję Trybunału, bo jego zdaniem "stara rzymska zasada mówi, że nikt nie może być sędzią w swojej sprawie".
Sędziowie Trybunału w aktach IPN
Ladro i Krakatau - pod takimi pseudonimami zostali zarejestrowani przez SB jako kontakty operacyjne dwaj sędziowie Trybunału Konstytucyjnego. Dokumenty z archiwów IPN na temat Adama Jamroza i Mariana Grzybowskiego są ubogie. Nie wynika, że sędziowie byli współpracownikami służb PRL.
Teczka dotycząca Adama Jamroza ma 25 stron. SB zainteresowała się nim w 1977 r., kiedy był młodym pracownikiem naukowym Uniwersytetu Śląskiego. Wyjeżdżał na 10-miesięczny staż naukowy do Paryża.
Dlatego porucznik SB W. Dudek 28 września 1977 r. odbył z nim rozmowę. Jamróz w czasie spotkania powiedział - jak wynika z notatki esbeka - że gotów jest udzielić pewnej pomocy. Jednak pomoc była ograniczona.
Nie chciał mieć żadnych kontaktów z wywiadem PRL we Francji. Podkreślił, że "nie jest pewny, czy może przekazywać dane, które uzyskał od osoby w konsekwencji zaufania jakim go obdarzyła". Gotów był tylko do napisania po powrocie "obszernej relacji ze swego pobytu za granicą". Porucznik Dudek nie ustępował. Kilka dni później próbował namówić Jamroza na ściślejszą współpracę. Znów spotkał się z odmową.
Do kolejnego spotkania doszło dopiero po roku. Jamróz - zarejestrowany już jako kontakt operacyjny "Ladro" - wrócił właśnie do Polski. Dudek był zawiedziony: "dałem do zrozumienia mojemu rozmówcy, że przedstawione przez niego informacje są dalekie od naszych oczekiwań", zaś materiały, jakie Jamróz przywiózł, "nie mają większej wartości".
"Ladro" zaproponował esbekowi spotkanie towarzyskie, na którym chciał podyskutować o "interesujących tematach", ale Dudek nie chciał się więcej spotykać.
Po tej rozmowie 30 października 1978 r. porucznik zaproponował szefom zakończenie współpracy z "Ladro". Decyzję o przekazaniu akt Jamroza do archiwum podjęto w czerwcu 1981 r. Z innej notatki oficera SB wynika, że na sprawę "Ladro" służba wydała 478 złotych.
Materiały dotyczące Mariana Grzybowskiego są szczątkowe. Zachowały się tylko dwa dokumenty. Pierwszy to karta rejestracyjna Grzybowskiego. Wypisano tam numer sprawy 19390. Drugi to wypis z dziennika rejestracyjnego SB. Wynika z niego, że sprawa numer 19390 nosi kryptonim Krakatau, zaś Krakatau to kontakt operacyjny zarejestrowany 19 czerwca 1989 r., czyli krótko przed likwidacją SB.
Zarejestrowanie obu sędziów jako kontaktów SB oznacza jednak, że - według obowiązującej obecnie ustawy lustracyjnej - należą do kategorii Osobowych Źródeł Informacji. Obaj sędziowie wcześniej składali już oświadczenia lustracyjne, gdzie napisali, że nie byli współpracownikami SB. Wczoraj podtrzymali tę deklarację.
Kruszyński: Trybunał dąży do tego, by już dziś wydać wyrok
Radosław Gruca: Dlaczego do rozstrzygnięcia wniosku posła Mularczyka Trybunał uznał za wystarczającą notatkę jego samego, a nie zwrócił się bezpośrednio do IPN-u?
Prof. Piotr Kruszyński, adwokat i profesor prawa: Nie miał wyboru. Z przebiegu procesu wyraźnie widać, że Trybunał dąży konsekwentnie do tego, by już dziś wydać wyrok. Gdyby się teraz zwrócił do IPN o przesłanie akt, to trwałoby bardzo długo i szybkie rozstrzygnięcie byłoby niemożliwe.
Jak ocenia pan podstawy wykluczenia sędziów z Trybunału?
Sam zapis, że profesora Grzybowskiego ktoś zarejestrował i figuruje w aktach jako kontakt operacyjny, to jest dla mnie śmieć. Każdy mógł zostać zarejestrowany. Mówię to jako obrońca w dwóch głośnych procesach lustracyjnych, ostatnio prof. Zyty Gilowskiej. Podkreślał to też wcześniej sam prezydent Kaczyński.
To samo dotyczy sędziego Jamroza?
Nie. Jeśliby się okazało, że rzecznicy interesu publicznego - Nizieński albo Olszewski - przepuścili jakieś materiały, a on faktycznie miał jakieś kontakty ze służbami jako kontakt operacyjny, to nie powinien orzekać w sprawach lustracyjnych. Mógłby być podejrzany o stronniczość.
Trybunał Konstytucyjny stał się wczoraj areną kolejnej awantury politycznej. Reprezentujący Sejm poseł PiS Arkadiusz Mularczyk ponowił próbę odwleczenia wyroku w sprawie lustracji. Jego informacja, że dwaj sędziowie są zarejestrowani w aktach służb specjalnych IPN, sparaliżowała TK na kilka godzin. I choć zostali wykluczeni, najważniejszego jednak nie osiągnął - procesu nie odroczył - pisze DZIENNIK. Wyrok zapadnie dziś o 16.00.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama