Wielu współpracowników SB odgrywa dziś rolę autorytetów - zdradził w sobotę szef IPN, Janusz Kurtyka. Ma listę 500 takich nazwisk - osób, które pełnią teraz ważną rolę w życiu publicznym. Nie może jej ujawnić, bo zabronił tego Trybunał Konstytucyjny.

Do polityków, którzy w niedzielę zaapelowali o ujawnienie listy, dołączył dzisiaj minister Wassermann. Podkreślił w rozmowie z Polskim Radiem, że nie można tego zrobić nielegalnie. Trzeba znaleźć taki sposób, żeby było to w pełni zgodne z prawem.

Dlaczego Wassermann chce ujawnienia listy? Według ministra, publikacja nazwisk dawnych agentów jest w interesie publicznym. Dawni agenci na ważnych stanowiskach mogą zagrażać bezpieczeństwu państwa. Tę sytuację miała zmienić lustracja.



Zupełnie innego zdania jest szef SLD, Wojciech Olejniczak. Lider Sojuszu tłumaczył w radiowej "Trójce", że publikacja listy mogłaby wyrządzić wiele szkód i skrzywdzić osoby, których nazwiska znalazły się w spisie przez pomyłkę. Co zatem zrobić z problemem? Przekazać listę do archiwum państwowego i tam dokładnie ją przeanalizować - sugerował Olejniczak. I dodał, że wcale się nie zdziwi, jeśli lista w końcu pojawi się w mediach.

Przeciwko publikacji "listy 500" jest także Jan Rokita z PO, który wolałby, by jawne były całe archiwa Instytutu Pamięci Narodowej. W wywiadzie dla RMF nakreślił, jak jego zdaniem powinna wyglądać nowa ustawa lustracyjna: "Powie w pierwszym artykule, że to jest muzeum niegodziwości, które jest jawne dla publiczności. W drugim artykule, że jak ktoś ma jakieś problemy z tym muzeum niegodziwości, że jakieś dane mu się tam nie podobają, albo chciałby coś zakwestionować, to zgodnie z odwieczną, starorzymską tradycją ma do dyspozycji sąd cywilny".