Dlaczego marszałek Dorn zgodził się na odczytanie tego długiego dokumentu, choć wcześniej był tak niechętny ujawnieniu zeznań Kaczmarka, że pokłócił się o to z posłami? Marszałka przekonał szef PO Donald Tusk - dowiedział się dziennik.pl. Ale jak nieoficjalnie dowiedziała się stacja TVN 24, posłowie nie poznają całości zeznań Janusza Kaczmarka. Część liczących 400 stron stenogramów Ludwik Dorn ocenzurował.

Te informacje potwierdziła posłanka SLD, Katarzyna Piekarska. Wyszła z sali obrad i powierdziała, że Dorn ocenzurował część stenogramów. Marszałek "pociął" stenogramy prawdopodobnie dlatego, że część zeznań opatrzono klauzulą "ściśle tajne". A niektórzy posłowie nie mają uprawnień do takiej wiedzy.

Marszałek Dorn chciał przeczytać całość stenogramu podczas bezsennej sejmowej nocy. Ale opozycja naciskala, by obrady przerwać do wtorku. Dorn bronił się przed uznaniem tego wniosku, tłumacząc się brakiem kworum. Ale po godzinie kworum się znalazło i opozycja przegłosowała przerwanie obrad do wtorku. Wystarczyło zwołać jeszcze kilku posłów i wniosek mógł być przegłosowany.

Dorna przekonał Tusk

Lider Platformy interweniował w sprawie stenogramu u marszałka podczas jednej z przerw w posiedzeniu Sejmu. "Poszedł do marszałka, a gdy wyszedł, Dorn już zmienił zdanie w sprawie odczytania stenogramów" - ujawnia dziennikowi.pl jeden z posłów. W tajnym głosowaniu nad wprowadzeniem takiego punktu do porządku obrad zagłosowała cała sala prócz jednego posła. Kto to był, dowiemy się po ujawnieniu listy głosujących.

Tajna jest także część posiedzenia, podczas której Dorn odczyta stenogram.

Janusz Zemke (SLD), członek komisji ds. służb, powiedział, że nie powinno być technicznych przeszkód, by w nocy marszałek Sejmu odczytał stenogram także dzisiejszego spotkania komisji z b. szefem MSWiA Januszem Kaczmarkiem. Komisja już przygotowuje taki dokument.



Komórki i dyktafony w depozycie

Ale zanim marszałek Sejmu zaczął swój najdłuższy chyba występ w parlamencie, wszyscy posłowie zostali poproszeni o zostawienie w depozycie komórek, dyktafonów i innych urządzeń, na których można zapisać dźwięk. Czy tak zrobili, nie wiadomo. Zależy to tylko od dobrej woli posłów.

Reklama

"Nikt ich nie będzie przeszukiwał, bo chroni ich immunitet" - dowiedzieliśmy się w Kancelarii Sejmu. Parlamentarzyści skończyli wchodzić na salę obrad ok. godz. 23. Drzwi zostały zamknięte, pilnuje ich straż marszałkowska. Głównie po to, by nikt nie podsłuchiwał.

Bo tajnym obradom nie mogą przesłuchiwać się dziennikarze i publiczność. "Zostaną poproszeni o opuszczenie miejsc, z których można przyglądać się jawnym obradom posłów" - mówili dziennikowi.pl pracownicy Kancelarii Sejmu. Tajnym obradom nie przysłuchuje się także większość posłów PiS. Swoim zachowaniem chcą pokazać, że zeznania Kaczmarka są dla nich kompletnie niewiarygodne. Tak niewiarygodne, że nie warto nawet ich słuchać. "Wysluchiwanie konfabulacji Janusza Kaczmarka jest mało produktywne" - mówił wieczorem Przemysław Gosiewski.

Awantur ciąg dalszy

Przerwane zostały też wszelkie sejmowe transmisje radiowe i telewizyjne. By nie można było przyglądać się takim awanturom, jak te, które już widzieliśmy w Sejmie - gdy marszałek Dorn pokłócił się z Romanem Giertychem. A wszystko właśnie przez sprawę utajnienia obrad Sejmu, na których posłowie mają się zapoznać ze stenogramem z przesłuchania Kaczmarka. W efekcie kłótni z liderem LPR Dorn ogłosił przerwę... na ochłonięcie posłów.

W końcu marszałek zaproponował, że sam odczyta posłom stenogram, po czym znów ogłosił przerwę i zwołał Konwent Seniorów.

"Pan przewodniczący (speckomisji) Paweł Graś, i ja mu się nie dziwię, bo odpowiedzialność jest potężna, stwierdził, że nie widzi możliwości, żeby on to odczytał. Otóż istnieje możliwość, że odczyta to marszałek Sejmu i ja taką decyzję podjąłem, zdając sobie sprawę z pewnego ryzyka prawnego i w związku z tym, nie ukrywam, osobistego" - oświadczył Dorn. I dodał: "Jak ma się władzę, to trzeba ponosić pewne koszta w imię dobra wspólnego".

Wcześniej zarzucał posłom opozycji, że całą sprawę chcą wykorzystać w kampanii wyborczej.

"Pamiętam, jak w sposób obrzydliwy załatwiono kandydaturę Włodzimierza Cimoszewicza w 2005 roku. Pamiętam, jak brał w tym udział pan Wojciech Brochwicz, obecnie pełnomocnik prawny Janusza Kaczmarka. Nie pozwolę, aby przy pomocy podobnych, brudnych, ubeckich zagrań, rozgrywano kampanię wyborczą" - grzmiał z fotela marszałek.

"Pamiętam sprawę Cimoszewicza i to, jak pana kolega Zbigniew Wassermann przegłosował razem ze mną wniosek o powołanie Anny Jaruckiej jako świadka przed komisją. I jestem mu za to do dzisiaj wdzięczny. Czy to było ubeckie zagranie z jego strony, nie rozstrzygam" - odparł atak Giertych.