Krasnodębski twierdzi, że gabinet Donalda Tuska nie mówi prawdy o sytuacji gospodarczej Polski. "Dopiero, gdy nastąpi zmiana rządu, okaże się, jaka jest naprawdę sytuacja polskiego budżetu" - ostrzega w wywiadzie dla "Wprost".

Reklama

Profesor udziela nagany dziennikarzom za to, że - w jego opinii - niepotrzebnie zajmują się PiS, pomijając naprawdę ważne kwestie. Na przykład takie, że system emerytalny jest na krawędzi przepaści. "Rząd zaciąga kredyty, żeby wypłacić ludziom emerytury albo żeby spłacać zobowiązania wobec OFE. Chciałbym, żeby dziennikarze tym się zajmowali. Przecież ten system emerytalny się załamie. Niedługo ludzie zobaczą, jak niskie mają emerytury" - profesor widzi przyszłość w czarnych barwach.

Jednak diagnoza stanu obecnego - według Zdzisława Krasnodębskiego - wcale nie jest lepsza.

"Wolność jest zagrożona, państwo polskie jest w stanie rozsypki, czego dowiodła katastrofa smoleńska. Usłyszałem ostatnio w czasie dyskusji w małym gronie, że może znowu nadejdzie w Polsce taki czas, że trzeba będzie dawać świadectwo" - mówi profesor.

Reklama

Krasnodębski ma wiele żalu do dziennikarzy. To właśnie w nich upatruje jednego ze źródeł niepowodzeń PiS. Filozof nie ukrywa, że w jego ocenie większość ludzi mediów sympatyzuje z partią Donalda Tuska i stąd nagonka w prasie, radiu i telewizji na ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego. "Podejmuje się próbę tłumienia głosów niezadowolenia społecznego" - oskarża.

Jednak Zdzisław Krasnodębski zapewnia, że nie można liczyć na zniknięcie ze sceny litycznej osób, które myślą podobnie jak on, nawet w przypadku porażki PiS. Profesor bowiem zapewnia, że "myśli w szerszej perspektywie".