"Jesteśmy zaniepokojeni sytuacją, pytaliśmy rząd, jak przygotowuje się do zapobieżenia klęsce powodzi i udzielenia pomocy powodzianom. Odpowiedzi są niestety bardzo niepokojące" - mówił na konferencji prasowej w Sejmie pos. Marek Suski.
"Wzywamy rząd Donalda Tuska, by wziął się do roboty. Idzie kolejna powódź, a obywatele nie mogą spać spokojnie" - zaapelował.
Jak mówił poseł, gdy przed trzema laty rząd PiS przekazywał władzę PO, zostawił gotowy plan przeciwpowodziowy. "Ten plan został przez minister rozwoju regionalnego Edytę Bieńkowską wyrzucony do kosza. Trzy lata temu również na te inwestycje zostały zaciągnięte kredyty, dziś wykorzystanie tych kredytów jest poniżej 2 proc." - podkreślił.
Posłowie PiS mówili także o raporcie NIK, z którego wynika m.in., że przez opieszałość urzędników i cięcia budżetowe w Polsce opóźnia się realizacja kluczowych inwestycji przeciwpowodziowych.
"NIK obnażyła z dużą drastycznością to, (...) że państwo polskie, jego struktury rządowe i samorządowe, nie są absolutnie przygotowane do radzenia sobie w sytuacji klęski powodziowej przed, w trakcie, a także przy usuwaniu skutków powodzi" - oceniła pos. Marzena Machałek.
Według niej, nie są realizowane praktycznie żadne zabezpieczenia przeciwpowodziowe, brakuje także spójnego systemu zarządzania kryzysowego. "To mocno ujawniła sytuacja w Bogatyni.(...) Zainteresowanie państwa sprawą Bogatyni skończyło się wraz z zainteresowaniem Bogatynią mediów" - mówiła.
Podkreśliła, że nie powstał rządowy plan odbudowy Bogatyni. "Mam raport od władz samorządowych na temat tego, co się dzieje w Bogatyni. Dziś wiem, że są ogromne problemy. Samo miasto poniosło straty na ponad 125 mln, 500 osób nie ma własnego dachu nad głową w dalszym ciągu" - powiedziała, dodając, że nie jest także realizowana odbudowa koryta rzeki Miedzianki.
"Państwo zostawia miasta, gminy, które uległy katastrofom powodziowym samym sobie i wraz z zanikiem zainteresowaniem mediów, kończy się zainteresowanie państwa" - przekonywała posłanka.
Edward Siarka podkreślił, że polski rząd nie wyciągnął wniosków z zeszłorocznej powodzi. "Raport NIK po raz kolejny ujawnił, że nie wyciągamy wniosków z tego zdarzenia. (...) Na Lubelszczyźnie okazało się, że organy administracji państwowej nie korzystają z podstawowego instrumentu, jaki dał Sejm, czyli ustawy o zarządzaniu kryzysowym" - zaznaczył. Jak mówił, chodzi o plany pomocy i dozoru nad urządzeniami.
"W związku ze zmianami ustawowymi zostały zlikwidowane przy zakładach melioracji gospodarstwa wodne i gospodarstwa pomocnicze. Okazało się, że de facto zwolniono wszystkich ludzi, którzy dozorowali urządzenia melioracyjne, przeciwpowodziowe i doglądali wałów przeciwpowodziowych" - mówił. W wielu obszarach następują masowo podtopienia, zalania terenów, co może doprowadzić do "dramatycznych sytuacji" m.in. w Sandomierzu czy na terenach wzdłuż Wisły.