"Zależy mi na drugiej kadencji, żeby po ośmiu latach moich rządów poziom życia przeciętnej rodziny w Polsce przybliżył się do poziomu średniej europejskiej" - zapewnia Donald Tusk. I dodaje, że cztery lata jego rządów ocenia surowo. Ale zastrzega, że zarówno Polska, jak i jego gabinet, znaleźli się w sytuacji, której nie napotkał żaden z poprzedników. Wspomina katastrofę smoleńską, powodzie, kryzys finansowy.

Reklama

Tusk mówi też o celach na prezydencję. Szef rządu chce udowodnić Europie, że inwestycje w kraje centrum kontynentu się opłacą. Tłumaczy, że więcej pieniędzy na inwestycje m.in. w naszym kraju przełoży się na wzrost gospodarczy w całej Wspólnocie.

Jako swój sukces podaje przebudowanie relacji z innymi krajami i rezygnację z tonu proszącego. "To było upokarzające dla naszego państwa. Dziś wychodzimy z idiotycznej pułapki wiecznych próśb. Nie prosimy Rosjan, aby uznali naszą politykę historyczną. Zamiast tego zaczęliśmy mówić: jeśli chcecie zyskać w oczach świata, musicie zacząć mówić prawdę" - mówi premier.

I dodaje, że podobna strategia dotyczy m.in. zniesienia wiz przez USA. "Gdy rozmawiamy z Amerykanami, za każdym razem mówię współpracownikom, żeby nie prosili o zniesienie wiz. Chcę, żeby przekaz był jasny: zniesienie wiz jest OK, ale obejdziemy się bez tego. Poprzednicy uważali, że takie nieustanne użalanie się jest pomysłem na godność narodową. Ja uważam, że powinno być dokładnie odwrotnie" - przekonuje Tusk.