Ostrą wymianę zdań między posłami PiS i przedstawicielami Ruchu Palikota opisuje "Rzeczpospolita". Wszystko działo się w nocy, po wygłoszeniu przez Donalda Tuska sejmowego expose.
Zaczęło się od wystąpienia Andrzeja Rozenka z Ruchu Palikota, który z mównicy apelował o legalizację marihuany i odstąpienie od karania osób używających lekkich narkotyków.
Aby jego słowa brzmiały donośniej, Rozenek mówi, że również w rządzie Donalda Tuska są osoby, które palą marihuanę. "Wśród posłów Platformy też są palacze marihuany, są też w rządzie, tylko nikt ich nie zamyka w więzieniach" - "Rzeczpospolita" cytuje wypowiedź posła.
Po nim na mównicę wchodzi parlamentarzysta PiS Robert Telus i wzywa wicemarszałka Sejmu Cezarego Grabarczyka, żeby reagował, gdy ktoś psuje dobre imię polskiego parlamentu.
Gazeta relacjonuje, że w tym momencie Robert Biedroń, który siedzi w ławach Ruchu Palikota, zaczyna wykrzykiwać: "Ja palę! Palę...".
PiS po tym incydencie żąda odwołania Biedronia z funkcji wiceprzewodniczącego komisji sprawiedliwości.
Poseł Ruchu Palikota w rozmowie z dziennikiem wykręca się, że krzyczał, iż pali... kadzidełka. Sejmowy stenogram go jednak demaskuje, bo nie ma w nim ani słowa o kadzidełkach.
Poseł PiS Andrzej Jaworski surowo ocenia zachowanie Biedronia: "Teraz Biedroń zaprzecza własnym słowom. To strach przed konsekwencjami".