Kiedy Robert Biedroń, homoseksualista i poseł Ruchu Palikota, użył w Sejmie sformułowania "poniżej pasa, sala ryknęła śmiechem. Leszek Miller do tych posłów jednak nie należał.

"Nie śmiałem się. Jak pani wie, mój klub jest usytuowany obok klubu Janusza Palikota i obserwowaliśmy razem to widowisko, dziwiąc się tej reakcji. Pan poseł Biedroń mówił rzeczy mądre" - powiedział Leszek Miller w Radiu ZET.

Reklama

"Ostatni raz składałem ślubowanie w wysokiej izbie w 2001r. Wydaje mi się, że obecny skład sejmu jest o wiele bardziej zdominowany przez posłów o orientacji centro-prawicowej czy prawicowo-konserwatywnej, i to wiele wyjaśnia" - dodaje Miller.

Szef klubu SLD przypomina, że Janusz Palikot wcale nie jest pionierem w kwestii usunięcia krzyża z sejmowej sali.

"Nie tylko nas nie wyprzedza, ale spóźnił się o 14 lat. Kiedy ten krzyż został powieszony, ja złożyłem na ręce ówczesnego marszałka Sejmu, Macieja Płażyńskiego, stosowne pismo protestując przeciwko temu wydarzeniu. Otrzymałem odpowiedź, że prezydium Sejmu nie widzi w tym nic niestosownego i że żadne działania nie będą podejmowane. Złożenie tego wniosku jest słuszne, ponieważ trzeba wprowadzać takie wątki do debaty, natomiast Janusz Palikot otrzyma taką samą odpowiedź, jak ja 14 lat temu. On idzie tą samą drogą, tylko 14 lat później" - stwierdził Miller.

Polityk drwi także z Jerzego Urbana, który teraz jest wielkim sympatykiem Janusza Palikota.

"Jerzy Urban to taka Jadwiga Staniszkis, tylko związany z Ruchem Palikota. Redaktor naczelny "NIE" przeżywał rozmaite miłości. Najpierw był zakochany w SLD, potem w Marku Borowskim, teraz w Januszu Palikocie" - kpi Leszek Miller.