W pierwszych godzinach po skandalu na Narodowym Tusk się wściekł – Zagryzłby ją, nie dopuszczał innego scenariusza niż dymisja – opowiada polityk mający do czynienia z premierem w tamtym czasie.

Reklama

Po wieczornym spotkaniu z Tuskiem w dniu odwołanego meczu Mucha wychodzi z Kancelarii z poczuciem, że to koniec. - Pani to się nie odzywa, bo pani nawet nie wiedziała, o której jest mecz – miał wycedzić Tusk w odpowiedzi na jej tłumaczenia.

Mucha postanawia sama złożyć dymisję w czwartek. Gdy w poniedziałek pojawia się z nią u premiera, ten przekonuje ją, że nic jeszcze nie jest przesądzone.

Jak wynika ze słów Tuska do jego współpracowników premier pytał Muchę o ciążę.

Powiedziała, że nie jest w ciąży, że przecież pali papierosy – miał następnego dnia mówić politykom PO szef rządu. Tuska zaniepokoił też stan pani minister. – Nigdy jej nie widziałem tak szarej jak ostatnio. Ona najwyraźniej miała dość całej jazdy – mówi jeden z ministrów.

- Jak się już pracuje tyle i sporo zrobiło, to żal zostawiać ustawioną robotę. Ale ja bardzo serio traktowałam tę dymisję – odpowiada sama Mucha na pytanie "Wprost”, czy chciała naprawdę odejść.

Jak pisze tygodnik kluczowe jednak było to, że Tusk przestraszył się reakcji środowisk feministycznych na decyzję o zdymisjonowaniu młodej kobiety, która przecież nie odpowiada bezpośrednio za sytuację na Stadionie Narodowym.