Niektóre z detektorów użytych w Smoleńsku wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu (TNT), co nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z całą pewnością z materiałami wybuchowymi - stwierdził naczelny prokurator wojskowy, płk Jerzy Artymiak.

Te same urządzenia (...) po skalibrowaniu i zbliżeniu do opakowania pasty do butów zareagowały pokazując TNT, co może wskazywać na zbliżony skład chemiczny - zastrzegł płk Artymiak. Dodał jednocześnie, że urządzenia są wysokiej jakości.

Reklama

Przedstawiciele prokuratury wojskowej udzielali sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka informacji na temat badań dotyczących ewentualnej obecności śladów materiałów wybuchowych na wraku Tu-154M.

Obecny na posiedzeniu komisji Jan Bokszczanin - producent urządzeń używanych do wykrywania śladów ewentualnych materiałów wybuchowych - powiedział, że nie może zgodzić się ze stwierdzeniem, że jeśli takie urządzenie wskazuje na jony trotylu, to mogą to być także jony innych substancji.

W warunkach naturalnych (...) jeśli takie urządzenie wskazuje, że był to trotyl, to prawdopodobieństwo, iż nie był to trotyl, jest równe zeru - mówił Bokszczanin. Dodał, że kwestia, w jaki sposób trotyl trafił na badane miejsce - czy został naniesiony przez osoby mające do czynienia z materiałami wybuchowymi i mające na przykład zanieczyszczone ubrania - to już sprawa śledztwa prowadzonego przez prokuraturę.

Bokszczanin powiedział też, że takich urządzeń używa około 60 państw i gdyby ich wskazania były nieprecyzyjne i miały błędy, to urządzenia te nie byłyby kupowane i takie drogie. Poinformował też, że urządzenia te produkowane są na licencji rosyjskiej.