Teraz "Newsweek” dotarł do całości korespondencji między Sławiak a szefem rządu. W liście z 11 września Sławiak zwraca uwagę na pompowanie kół w lubuskiej PO: w okresie ostatnich kilku lat zlikwidowano kilkadziesiąt kół, w ich miejsce powstały nowe złożone z przypadkowych osób, w składzie których są często przedstawiciele jednej rodziny.
Posłanka skarży się też na pacyfikację i marginalizowanie działaczy (często założycieli) Platformy przy pomocy nowych członków pozyskiwanych z szeregów SLD, PiS, a wcześniej Samoobrony.
Najcięższy zarzut dotyczy jednak nepotyzmu, którego jej zdaniem dopuściła się szefowa lubuskiej PO Bożenna Bukiewicz. Sławiak pisze, że mąż Bukiewicz został zatrudniony w gorzowskim oddziale Agencji Nieruchomości Rolnych kierowanym przez… działacza tamtejszej Platformy Tomasza Możejkę.
Kilka dni temu "Newsweek" opublikował na swoich stronach internetowych fragmenty listu posłanki do premiera. Posłanka opisała w nim kulisy partyjnych wyborów w lubuskiej PO: groźby, szantaże i przekupywanie działaczy działkami należącymi do Agencji Nieruchomości Rolnych. Sprawą zainteresowała się prokuratora. Wszczęto postępowanie, Sławiak ma zostać przesłuchana a śledczy chcą wystąpić do premiera o listy, które słała do niego posłanka.
Komentarze(50)
Pokaż:
Bardzo często mamy do czynienia ze zjawiskiem polegającym na tym, że tak zwani „wiodący dziennikarze” zwracają się do swoich czytelników słuchaczy czy widzów z pozycji tak zwanych „mądrzejszych” i „wiedzących lepiej”. Śledząc takie zachowania, a szczególnie poziom merytorycznej wiedzy dziennikarskich „gwiazd” na dany temat, a właściwie jej brak, powinniśmy zadać sobie następujące pytanie. Co ich upoważnia do takich zachowań? Czyżby wystarczyły rekordowe kontrakty i bajońskie honoraria, jakie otrzymują oraz napompowane przez mainstream nazwiska? Widocznie do takich wniosków doszli.
Rozmawiając po raz kolejny o Smoleńsku w chwili, gdy znowu ożywa dyskusja na ten temat warto raczej wspólnie z Czytelnikami zastanowić się nad tym, która strona tak naprawdę zmierza w kierunku prawdy? Jako klucz do przemyśleń najlepiej przyjąć metodę tak zwanego zwykłego „chłopskiego rozumu”, bo przecież zarówno ja jak i Czytelnicy przynajmniej w przytłaczającej większości mamy takie same marne kompetencje, jeżeli chodzi o wiedzę na temat lotnictwa, a w szczególności aerodynamiki, termodynamiki, kinetyki lotu i o wybuchach, czyli egzotermicznych reakcjach chemicznych.
Pierwsze pytanie, jakie powinniśmy sobie zadać już 10 kwietnia 2010 to pewna zastanawiająca i powiedziałbym nawet historyczna wyjątkowość tego dramatu.
Do tej pory po każdej katastrofie lotniczej słyszeliśmy zawsze bardzo podobne płynące ze świata komunikaty typu; o godzinie tej i tej samolot takich, a takich linii lotniczych runął na ziemię, lub nagle zniknął z ekranów radarów. Bardzo często pojawiały się też zgodne z prawdą informacje niejako naprowadzające na przyczynę tragedii typu; przed zniknięciem samolotu z ekranów radarów pilot zgłaszał kłopoty z jednym z silników. Nigdy jednak nawet w takim przypadku, niemal natychmiast po katastrofie nie pojawiała się ostateczna diagnoza przesądzająca o przyczynie katastrofy tak jak to miało miejsce w przypadku smoleńskiej tragedii.
Już samo to powinno od razu obudzić naszą czujność, bo przecież „wiodące media”, władze, ministrowie konstytucyjnego rządu, obecny prezydent, rosyjski minister Szojgu, od razu puścili w świat ewidentne jak dzisiaj już wiemy kłamstwa. Mało tego, już w okolicach południa na antenie TVN24 pojawił się „ekspert-naukowiec”, dr Tomasz Szulc z Politechniki Wrocławskiej, mówiąc:
„ … zawiodła absolutnie asertywność pilota, który uległ presji "prezydenta" lub jego otoczenia i próbował nie raz, nie dwa, a cztery razy, podchodzić do lądowania! Konsekwencje lądowania na innym lotnisku były "straszne", opóźnienie w uroczystościach lub nawet ich odwołanie...”
Zaręczam, że ten jegomość dalej pracuje „naukowo” na wrocławskiej uczelni i kto wie czy nie awansował, kiedy w każdym poważnym państwie w atmosferze skandalu wywalono by go na zbity pysk.
O czym to wszystko świadczy? Czy zaraz po katastrofie objawiła się nam cała prawda czy może raczej cała rosyjska agentura w Polsce?
Nigdzie na świecie nie angażowano w roli uwiarygodniaczy jakieś wersji katastrofy, telewizyjnych błaznów, aktorów, reżyserów i podobnego typu komediantów. Nigdy rządy jakiegoś normalnego państwa nie finansowały odpowiednio wyselekcjonowanej grupy poprawnych politycznie
„ekspertów”, których jedynym zadaniem byłoby podważanie kompetencji niezależnych naukowców z całego świata próbujących wyjaśnić przyczyny tragedii.
Piszę ciągle, nigdy, nigdy…nigdy na świecie, choć nie jest to do końca prawda.
1 września 1983 Boeing 747-200A koreańskich linii lotniczych lecący z Anchorage na Alasce do Seulu w Korei Południowej z nieznanych przyczyn zboczył z kursu i wleciał w przestrzeń powietrzną ZSRR, po czym został zestrzelony przez radziecki myśliwiec. Zginęli wszyscy pasażerowie i załoga, czyli 269 osób.
Radzieckie władze przez długie lata tłumaczyły się tym, że samolot realizował misję szpiegowską i taka szpiegowska aparatura znajdowała się na jego pokładzie. Wszystkie dowody przetrzymywane byłe przez ZSRR i nigdy nie dopuszczono do nich niezależnych ekspertów. Dopiero w 1992 roku po upadku imperium, Borys Jelcyn przekazał Korei Południowej czarna skrzynkę samolotu, która jak dotąd twierdzono przez 9 lat, nie została odnaleziona. Okazało się ponad wszelką wątpliwość, że żadnej szpiegowskiej misji nie realizowano, a śmierć poniosły całkowicie niewinne osoby.
Czy musimy czekać na jakieś wielkie polityczne zmiany w Rosji i Polsce by poznać prawdę o tym, co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem? Tutaj też nie pomogę Czytelnikom, bo sam tego nie wiem.
Jedno możemy jednak zrobić już dzisiaj. Wszyscy wspierajmy odważnych i niezależnych naukowców, którzy postanowili rozwikłać tę zagadkę.
Zbliża się druga już konferencja naukowa w sprawie smoleńskiej katastrofy i ten atak władz, „eksperckiej” ferajny żałosnego Laska i sprzedajnych mediów na przeszło setkę naukowców z niekwestionowanym dorobkiem jest kolejną poszlaką świadczącą o tym, że śmierć polskiego prezydenta i towarzyszącej mu delegacji nie były wynikiem zwykłej, choć tragicznej katastrofy lotniczej.
To każdemu powinien podpowiadać zwykły chłopski rozum, który w takich przypadkach najlepiej się sprawdza, zwłaszcza w dzisiejszej politycznej i medialnej rzeczywistości, która próbuje wprowadzić cywilizację idiotów.
Maciej Pawlicki: Czy Tusk jest zdrajcą? Takim samym jak wszyscy ci, którzy świadomie działali, żeby Polski nie było? Żeby Polacy przestali być Polakami? Tego nie wiemy, choć niestety wiele na to wskazuje. Wypada mieć nadzieję, że jego skandaliczne decyzje podejmowane w ciągu ostatnich sześciu lat są powodowane nikczemnością ducha, słabością charakteru czy ociężałością umysłu, a nie czymś znacznie gorszym - nieświadomym wejściem w porozumienie z przedstawicielami rządów innych państw w celu wspólnego działania na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej i jej obywateli.
Rosyjscy i niemieccy władcy od 300 lat szukają Polaka, który najskuteczniej rozmontuje Polskę od wewnątrz. No i znaleźli.
Stopień dewastacji i szkodliwość tuskizmu dla polskiego życia politycznego są gigantyczne. Tuski jego propagandyści po raz pierwszy w polskiej historii zdołali tak skutecznie wymieszać wirusa nienawiści z wirusem nieodpowiedzialności. Dotąd bowiem polscy zdrajcy pryncypialnie zasłaniali się swoiście pojmowanym dobrem ojczyzny. Dokonywali, ich zdaniem, wyboru mniejszego zła, ocalali Rzeczpospolitą przed anarchią, obcą interwencją albo przed rodzimą tyranią. Były to kłamstwa, mniej lub bardziej wiarygodne, ale jednak odwołujące się do rzekomego dobra wspólnoty, nie kwestionując sensu jej istnienia. Dopiero Donald Tusk wprowadził ze swą ekipą nowy model rządzenia państwem: rezygnacji z budowania państwa i wspólnoty na rzecz małości, egoizmu i niebycia.
Dziś podbojów dokonuje się, nie odpalając rakiety czy wprowadzając wojska. Znacznie skuteczniej działają trzy czynniki wojny bez wojny: zadłużenie finansowe poza granice zdolności spłacania, uzależnienie energetyczne oraz wygranie wojny propagandowej, symbolicznej. Jej celem jest zaakceptowanie przez większość obywateli zaatakowanego państwa swej własnej gorszości, nikczemności, niegodności. To oznacza milczącą zgodę na ich własny cywilizacyjny regres i polityczne poddaństwo siłom zewnętrznym.
Dwie dekady po sformułowaniu tezy, że „polskość to nienormalność", jako premier polskiego rządu Tusk rozpoczął realizację szeroko zakrojonego programu uzdrowienia krajan z owej niechcianej i nienormalnej przypadłości. Czyli leczenia Polaków z polskości. A także zredukowania Polski do roli peryferyjnego, bezsilnego, bezwolnego i całkowicie podporządkowanego centrali zaplecza, rezerwuaru taniej siły roboczej i drenowanego bez cywilizowanych standardów rynku zbytu.
Od sześciu lat Donald Tusk konsekwentnie, krok po kroku, z niesamowitą skutecznością pozbawia Polskę i Polaków kolejnych elementów decydujących o niepodległości, sile, zamożności, bogactwie kultury, bezpieczeństwie, tożsamości i szansach na cywilizacyjny rozwój. Masowe wycofywanie państwa ze wszystkich dziedzin, oddawanie polskiej gospodarki uprzywilejowanym zagranicznym korporacjom, zagranicznym firmom państwowym, funduszom spekulacyjnym i niejawnym grupom interesów, cywilizacyjny regres i ruina infrastruktury to elementy gospodarczej „strategii" rządu Tuska.
Wprost „złodziejstwem" i „zagrabieniem prywatnych oszczędności Polaków" nazwał zaanektowanie przez rząd Tuska 39 mld dol. zgromadzonych na OFE jeden z największych ekonomicznych autorytetów Steve Forbes. I ostrzegł: „Bez inwestycji funduszy w obligacje państwowe, polskie finansowanie długu będzie teraz całkowicie w rękach inwestorów zagranicznych". Donald Tusk uczynił więc kolejny potężny krok, by Polską można było rządzić spoza Polski. Osiągnięcia ma w tej mierze gigantyczne, w sześć lat zadłużył Polskę na ok. 400 mld zł, więcej niż wszystkie rządy ostatnich dwóch dekad razem wzięte. W sferze bezpieczeństwa energetycznego Polski także gigantyczne sukcesy... krajów ościennych.
Nie było działania Polski na forum Unii Europejskiej, gdy niemiecko-rosyjska rura ostentacyjnie kładziona na dnie Bałtyku blokowała polski gazoport, blokując też nadzieję na choć częściowe energetyczne uniezależnienie od Rosji. Kupujemy od Rosji gaz, płacąc najdrożej na świecie, a Donald Tusk podpisuje z Rosją umowę na kilkadziesiąt lat i tylko Komisja Europejska powstrzymuje ten akt wasalnego oddania, zezwalając na umowę kilkunastoletnią.
I wreszcie - największa w historii polska szansa na cywilizacyjny skok, bogactwo i niezależność dla pokoleń Polaków, czyli polskie łupki, została przez Tuska starannie rozmontowana i zablokowana. Uniemożliwił ustanowienie kontroli państwa polskiego nad wydobyciem, rozdał za ułamek wartości kilkadziesiąt koncesji, prawnie zniszczył szansę Polski na realne wpływy z eksploatacji własnych złóż, praktycznie oddał kontrolę nad polskimi łupkami podmiotom rosyjskim lub spekulacyjnym manewrom.
Kreowanie na intelektualne i moralne autorytety funkcjonariuszy stalinowskiego aparatu represji, jak Zygmunt Bauman, czy wspieranie i implementacja skrajnie lewackich projektów kulturowych to działania jeszcze niedawno niepojęte. Nie można z nimi jednak podejmować publicznej debaty, bo pierwszym celem Tuska była właśnie destrukcja publicznej debaty. Wszelkie jej przejawy zastąpił agresją, pogardą i promocją niewyobrażalnych dotąd w polskim życiu publicznym - chamstwa i cynizmu.
Duchowy ojciec Donalda Tuska, Jerzy Urban, czuje się uwięziony w swej polskości, choć jej nie znosi. Nie umiał jednak dokonać jej destrukcji, prowokacjami i wściekłą pogardą dla polskości zdołał zyskać uwagę zaledwie kilku procent Polaków. Polskości boi się i na rozmaite sposoby ją zwalcza duchowy brat Tuska, Adam Michnik. Spustoszenie uczynił wielkie, kreując nową elitę swych akolitów i janczarów, nie zdołał jednak pozyskać większości.
Dopiero Donald Tusk znalazł sposób, by cele Urbana i Michnika przetłumaczyć na język kupowany przez masowych odbiorców. Oddelegował Janusza Palikota i kilkunastu swych harcowników do demolowania standardów polskiego życia publicznego i politycznej debaty, ale przede wszystkim wzbudził w Polakach powszechną samopogardę.
Tusk i jego propagandowa czerezwyczajka na różne sposoby mówi Polakom: jesteście głupi, leniwi, niegodziwi i brudni. Macie na sumieniu straszne zbrodnie i codzienną podłość. Zapomnijcie więc o historii i o sprawach, którymi żyli wasi ojcowie, bo to byli wariaci albo kanalie. Grzebanie w przeszłości, odwoływanie się do narodowych ideałów i poczucia wspólnoty to wasza zguba. Nie zajmujcie się polityką, pozostawcie ją fachowcom. Wasza jedyna szansa to zaakceptowanie gospodarczej i kulturowej kurateli mądrzejszych i silniejszych. Tuskizm okazał się - może najskuteczniejszym w polskich dziejach - eksterminatorem polskości w samych Polakach.
Dzisiejsza Europa jest grą interesów, nieustanną walką rządów o dobro swych obywateli. Z wyjątkiem rządów wasalnych, które mają inne cele. Wbrew usilnej propagandzie poklepywania po plecach zgiętego w służalczym pokłonie Tuska i całej grzecznej Polski, taka, rzekomo nowoczesna, rzekomo fajna Polska postrzegana jest przez Europę i świat jako słaby, wystraszony i bezradny kraik, coraz głębiej wdeptywany w błoto przez własny rząd, jako naród w głębokim tożsamościowym, kulturowym i politycznym kryzysie. Może największym od czasu, gdy car Piotr I bez żenady wbrew woli polskiego Sejmu instalował na polskim tronie Wettinów.
Polskość - w swym pięknie ideałów, odwadze bohaterów, gościnności, urodzie kultury i obyczaju - od wieków była na tyle atrakcyjna, że zaborcy bali się spolonizowania nasyłanych na polskie ziemie osadników. Dokonania tuskizmu sprawiają, że Polski wstydzą się ci, którzy chcą, by była krajem wolnym, silnym i nowoczesnym.
Straty demograficzne wśród młodzieży jak po wojnie.
Demolowanie polskiej oświaty i kultury trwa od lat, teraz nabrało tempa. Wyrzucono ze szkół Mickiewicza i Sienkiewicza. Literaturę polską dzieci w szkołach poznają tak, jak podczas zaboru rosyjskiego „po kusoczkam” – we fragmentach. Historii w liceach ogólnokształcących uczą się tylko w I klasie. Liczba godzin z przedmiotów ścisłych ograniczona do minimum. Po co Polakom technicy i inżynierowie? Do zbierania szparagów w Niemczech niepotrzebne wykształcenie. Już sześciolatki idą do szkół, aby jak najszybciej zakończyć edukację i szorować gary w knajpach całego świata.
Rodzi się pytanie, pod jaką okupacją żyjemy? Kto niszczy Polskę?
Odpowiedź jest niestety prosta. Daliśmy się oszukać i trafiliśmy pod okupację ignorancji, głupoty i pychy. Iluż to ludzi dało się zwieść propagandzie „okrągłego stołu” żyrowanej przez Wolną Europę, a nawet też, niestety, przez Kościół. Teraz na zasadzie Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść – zaczęła się bezpardonowa walka z Kościołem i religią.
Lemingi były zawsze. Przypominam sobie dyskusję z 1981 r., gdy przekonywała mnie osoba wytresowana przez propagandę komunistyczną, że Polacy się sami rządzić nie potrafią. Jej ojciec, uczestnik wojny z bolszewikami, dystyngowany starszy pan nie wytrzymał i powiedział wtedy: „ty kur…., jak ja ciebie wychowałem!” wstał i trzasnął drzwiami. Ileż teraz jest lemingów zabierających babci dowód! Ileż to umysłów zaczadzono! Wszystkiego jednak mało. Promuje się ideologię gender! Rozmycie tożsamości płci i seksualności już od przedszkola! Teraz Sejm pracuje nad zmianą ustawy o równym traktowaniu. Nie będzie można odmówić zatrudnienia np. transwestyty w przedszkolu czy jako opiekunki do dzieci, bo można będzie trafić przed wysoki sąd. Wybrani przez nas posłowie właśnie przyjęli do procedowania ustawę i skierowali do pracy w komisji. Co robi opozycja, nie wiadomo. Gdyby nie dziennikarze i zwykli obywatele, którzy patrzą na ręce władzy, pewnie by sprawa przemknęła bez rozgłosu. Już teraz byle szmondak może pozwać za obrazę do sądu nie tylko w procesie cywilnym, ale i karnym. Ileż to kolejnych rządów obiecywało znieść sławetny art. 212? I co? I nic!
Jakoś przestałam wierzyć, by wybory coś zmieniły. Politykierzy zajęci są jakimiś bliżej nieokreślonymi gierkami politycznymi. Rejtanów i Piłsudskich na horyzoncie politycznym nie widać.
Trzeba opracować kolejne plany ratowania Polski. Zastanowić się, jak wyłonić nową – autentyczną elitę. Jak sprawić, by Polacy uwierzyli, że jednak można odwojować Polskę. Naród musi uwierzyć, że może się zjednoczyć i pogonić łobuzów.
Zacznijmy od samorządów. Zakładajmy stowarzyszenia i szukajmy ludzi, do których ma lokalna społeczność pełne zaufanie. Namawiajmy ich do kandydowania. Pamiętajmy, aby unikać osób, które same pchają się na stołki. Służyć ojczyźnie można bez „piastowania” i „zasiadania”. Władza jest potrzebna do realizacji celu, a nie samego faktu jej posiadania.
Świadomi obywatele powinni się jednoczyć również wokół zakładania szkół społecznych i organizacji kursów dokształcania młodzieży.
Żądać należy od posłów odpowiedniej postawy i głosowań. Sprawdzać jak głosują i podawać to do publicznej wiadomości. Poseł powinien odpowiadać przed elektoratem, a nie nadskakiwać szefom partii, by zapewnić sobie wysoką pozycję na liście w kolejnych wyborach. Iluż to posłów nieformalnie zawiera ponadpartyjnie koalicje, aby sobie nawzajem nie przeszkadzać w kampanii i w kolejnej kadencji znowu spotkać się na korytarzach… i po cichutku kręcić lody. Konkurencja jest na tej samej liście, a nie w innej partii. Tkwimy też w niewoli partyjniactwa. Iluż to posłów zasiada w parlamencie od kilkunastu, a nawet dwudziestu kilku lat! Czy nie ponoszą osobistej odpowiedzialności za stan państwa? Zdałoby się zawołać – Bereza Kartuska to mało dla dzisiejszych szkodników!
Nawet komuniści nie ważyli się wymazać z lektur szkolnych Mickiewicza! Kredyty szły na budowę przemysłu, nowych osiedli i dróg. Gdzie są pieniądze z prywatyzacji? Krzyczeliśmy o 40-miliardowym długu Gierka, teraz dopiero toniemy w długach!
W II RP wychowano wspaniałe, patriotyczne pokolenie. Do dziś jesteśmy dumni z naszych przedwojennych matematyków i inżynierów. To oni po wojnie odbudowali kraj. Teraz wpaja się młodzieży poczucie wstydu z bycia Polakiem. Patriotyzm to ma być obciach.
Alina Czerniakowska przypomniała niedawno, że Julien Bryan, autor poruszających kronik filmowych i świadek walki Warszawy i Polski z dwoma wrogami powiedział: „Gdyby Spartanie odżyli, to przed wami, Polacy, pochyliliby czoła”.
Nasze pokolenie przejdzie do historii jako gnuśne i naiwne. Jeśli nie odwojujemy Polski z rąk nieudaczników i zwykłych złodziei, to kolejne pokolenia będą ginąć na barykadach. Będą to nasze dzieci i wnuki.
Polska Tuska to jedna wielka nienormalność
Władza ma coraz większe kłopoty: państwo stoi na skraju bankructwa, ku upadkowi chyli się system emerytalno-rentowy, służba zdrowia znajduje się w zapaści, rośnie bezrobocie, poszerza się obszar biedy. Kumuluje się niezadowolenie społeczne. Jedynym środkiem, jakim dysponują rządzący, jest propaganda i manipulacja. Chodzi o to, żeby je intensyfikować, ażeby przekonać Polaków, że winna katastrofie państwa jest opozycja, a nie rząd. To jednak wymaga likwidacji wszelkich niezależnych mediów, a przede wszystkim tych, które będą mogły dotrzeć do milionów ludzi, dlatego w tak brutalny sposób władza rozprawia się z Telewizją Trwam.
Jak wynika z niezależnych badań, wyborcy Platformy Obywatelskiej to przeważnie ludzie nie potrafiący samodzielnie dokonywać analizy zdarzeń politycznych, łatwo ulegający propagandzie rozsiewanej cynicznie w obronie starego układu i nie orientujący się w zagadnieniach własnego kraju. Poza ogólnikami, nie umieją uzasadnić swego stanowiska wyborczego. Wmówili im, że jak zagłosują na PO, to są inteligentni i wykształceni i to im wystarczy.
W Polsce nagrodą za PO-pieranie PO jest praca do 67 lat, głodowe emerytury, rozwalona sałużba zdrowia , najwyższe w świecie ceny gazu z Rosji i podsłuchiwanie. Czemu jednak normalni Polacy muszą cierpieć przez takich którym wmówiono, że są inteligentni i wykształceni ? Dlaczego normalni w w swoim kraju muszą byc niewolnikami słabo opłacanymi na śmieciowych umowach ?
Fenomenem historii jest jak Tusk z pomocą reżimowych mediów potrafi ogłupić miliony ludzi, zadłużając kraj, podwyższając PO-datki zwiększając bezrobocie i ma jeszcze 2-3 miliony wyznawców.
Zauważyliście, że wszystkie ustawy autorstwa PO, to buble ?
A miało być tak pięknie, mieli się na wszystkim znać.
PO, to po prostu nieudolna partia władzy, która używa tylko samych prostackich technik , czyli propaganda sukcesu, wróg i konflikt.
Polska Tuska, to jeden wielki bałagan i zakłamanie.
Tusk, to notoryczny kłamca !
Chyba każdy widzi, że Tusk i PO, chcą kontrolować media, chcą pełnej cenzury aby nikt im nie mieszał w ich prywacie i korycie, które sami sobie przyznali. Panuje w Polsce całkowity brak odpowiedzialności decydentów za rządzenie krajem, i całkowita bezkarność za ich poczynania w parlamencie, za złodziejstwo, korupcje, przewały w armii, autostradach, budownictwie, sprzedaży majątku narodowego i gruntów, w instytucjach pomocy społecznej i innych złodziejskich praktykach.
Wmówili POlakom, że to PiS chce zrobić państwo policyjne. Straszyli POlaków Kaczorami, Zbiorą i ABW - wszystko po to, żeby dorwać się do władzy i samemu zrobić to czym naród straszyli.
Prawdą jest, że PO ma tak dobrą propagandę, że nawet z porażek potrafi zrobić sukcesy, a ciemny POlak to kupi.
Przypomnę że, rząd Tuska korzysta obecnie z funduszy strukturalnych i Funduszu Spójności w wysokości 67,3 mld euro na lata 2007 - 2013. które wywalczył w Unii PIS. Mimo to, Polska pod rządami PO zadłuża się w astronomicznym tempie.
Rząd idzie po najcieńszej linii oporu, nie przedstawia żadnych konkretnych ustaw, tylko przerzuca koszty zadłużenia na zwykłych obywateli podnosząc podatki i wprowadzając pseudo reformy.
Ciężko nas los doświadczył chwilowo rozum nam odbierając. I nie chodzi tu o głupotę rodaków głosujących na PO i p. Tuska, ale o akceptację jego kłamstw.
Jedno jest pewne, dopóki Polacy nie będą rozliczać polityków np.takich kłamców jak Tusk i PO z tego co obiecali, to nigdy nic się w Polsce nie zmieni, ponieważ przyjdą następni i będą robić to samo wiedząc, że nikt im nic za to nie zrobi i nie poniosą żadnej odpowiedzialności za to co mówili i robili.
w przywrócenie Turowskiego do pracy w dyplomacji mocno zaangażował się osobiście Radosław Sikorski i powierzył mu kluczowe zadanie organizacji wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu.
„Turowski pod ochroną rosyjskich służb” – takim tytułem spuentowała te informacje „Warszawska Gazeta”. Dziś okazuje się, że także pod ochroną służb polskich.
Ujawniając 12 września br. te nie tyle sensacyjne, co bulwersujące fakty, oczekiwała reakcji służb specjalnych, odzewu przełożonych generała Macieja Huni. Liczyła także na zdecydowaną reakcję polityków i parlamentarzystów opozycji. Tomasz Turowski nie jest pierwszym lepszym agentem Moskwy działającym w służbach specjalnych suwerennej RP. To jedyna osoba, która, dziwnym zbiegiem okoliczności, była na miejscu dwóch znamiennych dla losów Polski wydarzeń: 13 maja 1981 roku na placu św. Piotra, kiedy strzelano do Ojca Świętego i 10 kwietnia 2010 roku na lotnisku w Smoleńsku. W pierwszym przypadku występował w habicie jezuity, a w drugim – jako polski dyplomata. W pierwszym przypadku jego nieformalnym przeorem okazał się być człowiek o dużo mówiącym nazwisku – Czesław Kiszczak, w drugim, „przeorem”, już formalnym – Maciej Hunia.
Przypomnijmy przy tej okazji kilka innych faktów i wydarzeń: W Smoleńsku Turowski zauważa, że II sekretarz Ambasady RP w Moskwie (dziś już wiemy, że funkcjonariusz AW) robi zdjęcia na miejscu katastrofy. Daje mu, pod błahym pretekstem, rozkaz natychmiastowego wyjazdu z lotniska Siewiernyj do siedziby merostwa w Smoleńsku. Nim tam dociera zostaje dotkliwie pobity i okradziony z aparatu fotograficznego i wszystkich zdjęć. Opisujący to zdarzenie dziennikarze już wówczas zadawali sobie pytanie: czyżby na miejscu katastrofy wydarzeniami dyrygował rosyjski szpieg? Incydent musiał nasunąć najbardziej banalną, jaka tylko być mogła, konkluzję – Turowski zdekonspirował całą siatkę wywiadowczą AW w Rosji! I drugą konkluzję: rozeznanie zagrożeń przed wizytą prezydenta dokonane zostało przez zdekonspirowanych wcześniej oficerów i nie mogło mieć jakiejkolwiek wartości! Czy do podobnych wniosków doszedł generał Hunia, obserwując pracę swego podwładnego? Jakże szyderczo w świetle zachowań Turowskiego brzmi orzeczenie Sądu Najwyższego, podważające zasadność postępowania lustracyjnego wobec Turowskiego: przyznanie się przez niego do pracy w wywiadzie PRL „mogłoby pociągnąć za sobą zagrożenie interesów osób prywatnych i państwa związanych z pracą dla służb III RP”.
Wiele wskazuje na to, że Turowski nie tylko inwigilował Papieża i Stolicę Apostolską (lub jak woli organ Michnika, „troszczył się o los JP II i dbał o jego bezpieczeństwo”), ale brał udział w równie odrażających moralnie operacjach specjalnych komunistycznego wywiadu, w tym w próbie likwidacji przebywającego na emigracji w Paryżu działacza „Solidarności” i szefa znanego wydawnictwa opozycyjnego, Piotra J. W operację tę – używając esbeckiego żargonu – „umoczony” był także płk Aleksander Makowski, wówczas naczelnik Wydziału XII Departamentu I MSW (wydział zajmował się dywersją ideologiczną oraz zwalczaniem opozycji). Brał w niej także udział pułkownik SB, a do 2007 r. funkcjonariusz AW Władysław Sokołowski, dziś esbek-literat pisujący szpiegowskie powieści pod pseudonimem Vincent Victor Severski, tym samym, co używanym w SB i AW nazwisku legalizacyjnym (sic!). A nie przypominalibyśmy o tym, gdyby nie to, że jeden i drugi pełnią dziś w mediach, po wypaleniu się autorytetów Czempińskiego i Petelickiego (pierwszego w przenośni, drugiego dosłownie), rolę dyżurnych wyroczni w temacie służb specjalnych, terroryzmu i zagrożeń bezpieczeństwa Polski.
Nie od rzeczy będzie tu przytoczenie „eksperckiego” komentarza (a właściwie instruktażu) Sokołowskiego w TVN do zamachu terrorystycznego w Bostonie: „w kwestiach zwalczania terroryzmu najlepsza w świecie jest Федеральная служба безопасности [Federalna Służba Bezpieczeństwa – przyp. red.] i tylko z nią Polska powinna współpracować, i tylko od niej się uczyć”. Przy tej okazji zapytać także trzeba: czy powierzenie bezpieczeństwa stołecznego portu lotniczego założonej przez byłych agentów SB prywatnej firmie ochroniarskiej Konsalnet, w której zatrudnienie znaleźli Makowski i Sokołowski, jest zasadne z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski?