Książka kończy się - jak przyznaje w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową Bronisław Komorowski - w symbolicznym dla niego momencie. To dzień wyjścia z Polski ostatniego oddziału Armii Czerwonej. Obecny prezydent był wtedy wiceministrem obrony.
Bronisław Komorowski mówi, że jego poglądy na przestrzeni lat zmieniały się, a zawsze działo się to pod wpływem historii, która z jednej strony - jak się wyraził - tratowała i jego i rodzinę, a z drugiej niosła w górę.
CZYTAJ WIĘCEJ: Komorowski przysypia i ma słabą pamięć. Kpią z prezydenta >>>
Dla mnie zawsze było interesujące, jak się dorasta do różnych ról w życiu - mówi. Dodaje, że on sam przeszedł drogę od rewolucjonisty do funkcjonariusza państwowego, a niektóre przyjaźnie przeszły w oziębłość, a nawet wrogość pod wpływem politycznych podziałów.
Prezydent podkreśla, że miał szczęście spotkać na swojej drodze ludzi dobrych, ciekawych, inspirujących, dzielnych.
To jest największe szczęście, które może człowieka spotkać - zaznacza. Do takich ludzi Bronisław Komorowski zalicza między innymi Tadeusza Mazowieckiego i Władysława Bartoszewskiego. Jak przyznaje, nie wie, kim by był, gdyby ich na swojej drodze nie spotkał.
Autor książki Jan Skórzyński jest historykiem i publicystą. W czasach PRL-u był uczestnikiem niezależnego ruchu studenckiego. W latach 80. pracował między innymi w Przeglądzie Katolickim i Tygodniku Solidarność.
Od 1995 roku był szefem działu zagranicznego w "Rzeczpospolitej", później jej wicenaczelnym. Obecnie Jan Skórzyński pracuje w Europejskim Centrum Solidarności.