Prokuratura Regionalna w Białymstoku wszczęła śledztwo dotyczące głośnego uchylenia przez szefa katowickiej Prokuratury Okręgowej postanowienia podwładnego o przedstawieniu zarzutów Andrzejowi Parafianowiczowi, wiceministrowi finansów w rządzie PO-PSL – dowiedział się nieoficjalnie DGP.
Jeśli w takie sprawy będzie się angażowało prokuraturę – aby prowadzić postępowania wobec innych prokuratorów – to instytucja ta pogrąży się w absurdalnej wojnie wewnętrznej – słyszymy od jednego ze śledczych.
Sprawa uchylenia zarzutów wobec wiceministra finansów sięga 2011 r. Śledczy badali wówczas, czy doszło do niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień w sprawie należności podatkowych Rafinerii Trzebinia. Podejrzewano, że na szefa krakowskiego urzędu kontroli skarbowej wywierano naciski, w efekcie których rafineria uniknęła zapłaty podatku akcyzowego związanego z handlem paliwem. Parafianowicz, który był także generalnym inspektorem kontroli skarbowej i generalnym inspektorem informacji finansowej, miał usłyszeć zarzuty m.in. z art. 231 k.k. Zgodnie z nim funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Reklama
Prokurator prowadzący sprawę wezwał wiceministra do prokuratury w celu postawienia mu zarzutów. Ale zanim do tego doszło, postanowienie referenta uchylił – jako przedwczesne – Krzysztof Kołaczek, ówczesny prokurator okręgowy w Katowicach. Uznał, że zarzuty nie znajdują potwierdzenia w zebranym materiale dowodowym.
Teraz białostoccy śledczy będą badać, czy nie doszło w ten sposób do złamania prawa. Na ewentualne zarzuty narażony jest przede wszystkim Krzysztof Kołaczek. Śledztwo prowadzone jest w kierunku art. 231 par. 2 k.k. – przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej. Grozi za to kara pozbawienia wolności od roku do 10 lat.
Toczące się w białostockiej prokuraturze postępowanie zainicjowało zawiadomienie Prokuratury Regionalnej w Katowicach. Jej szefem jest prokurator Tomasz Janeczek, który związany był ze stowarzyszeniem prokuratorów Ad Vocem, skupiającym śledczych postrzeganych jako środowisko „ziobrystów”.
Sprawę prowadzi Piotr Dziekoński, naczelnik Wydziału I ds. Przestępczości Gospodarczej Prokuratury Regionalnej w Białymstoku. Informuje on DGP, że obecnie gromadzony jest materiał dowodowy, a postępowanie znajduje się w fazie in rem (czyli w sprawie).
Z uwagi na dobro śledztwa nie będę udzielał szerszych informacji – tłumaczy Dziekoński.
Umorzenie i wycofanie zarzutów wobec wiceministra finansów miało być już w 2011 r. dowodem na ręczne sterowanie śledztwami za rządów PO-PSL. A to nieprawda. Już wtedy zainspirowano posłów PiS do poświęcenia tej kwestii posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości – przekonuje jeden z prokuratorów, który zna szczegóły sprawy.
Przypomina, że postępowanie początkowo toczyło się w prokuraturze Apelacyjnej w Katowicach. Prowadzącemu sprawę – po tym, jak jego szef uchylił jego postanowienie o przedstawieniu zarzutów – nie przedłużono delegacji i wrócił do okręgu. Tam kontynuował postępowanie i sporządził projekt postanowienia o przedstawieniu zarzutów. Kierownictwo uznało, że nie ma ono uzasadnienia w zgromadzonym materiale dowodowym.
Prokurator okręgowy wydał postanowienie cofające zarzuty w oparciu o ustawę. Konsultował to z zastępcami, zasięgnął opinii Prokuratury Generalnej. Potem na naradach wskazywano, że był to pozytywny przykład reakcji zwierzchnika na nieprawidłowe i wadliwe decyzje podwładnego – przekonuje śledczy.
I dodaje, że wbrew temu, co pojawiło się w mediach, prowadzący sprawę nie został od niej odsunięty, kontynuował postępowanie przez kilka miesięcy i sam podjął decyzję o umorzeniu. Zrozumiał, że błądził.