Wszystko wskazuje bowiem na to, że prezydent nie zamierza powołać kolejnego wskazanego przez Krajową Radę Sądownictwa sędziego. Środowisko nie ma więc wątpliwości - wszystkie te sygnały świadczą o tym, że już niedługo procedura wyboru sędziów zostanie całkowicie upolityczniona.

Reklama

Prezydencka zamrażarka

Od 16 września 2016 r. na powołanie do sądu apelacyjnego oczekuje jeden z sędziów, którego rekomendowała prezydentowi Krajowa Rada Sądownictwa. Od tamtego momentu w Pałacu Prezydenckim odbyło się już kilka uroczystości nominacyjnych. Rodzi się więc pytanie, czy przypadkiem głowa państwa znów nie zamierza negatywnie rozpatrzyć wniosku KRS. Zwłaszcza że podobna sytuacja miała miejsce w przypadku osób, którym Andrzej Duda w czerwcu ubiegłego roku oficjalnie odmówił powołania. W ich przypadku ostateczną decyzję również poprzedzał wielomiesięczny okres oczekiwania.

Prawdopodobnie po raz kolejny pan prezydent postanowił zrobić to, czego mu nie wolno, czyli przeprowadzić, za pomocą pracowników swojej kancelarii, własną procedurę opiniowania przedstawionych mu przez radę kandydatów - przypuszcza jeden z sędziów. Jak bowiem ujawniliśmy w połowie listopada zeszłego roku, w Kancelarii Prezydenta przeprowadzane jest odrębne postępowanie mające na celu dokonanie ponownej oceny osoby wskazanej przez KRS. W jednym przypadku zdecydowano się nawet poprosić o opinię prokuratora krajowego.

Kancelaria Prezydenta pytana o obecną sytuację wskazuje jedynie, że nie istnieją regulacje ustawowe określające termin podjęcia przez głowę państwa rozstrzygnięcia dotyczącego wniosku KRS. I że nominacje sędziowskie to osobista prerogatywa prezydenta. Sędziowie odbijają jednak piłeczkę i wskazują, że prezydent, przeprowadzając powtórną weryfikację przedstawionych mu przez radę osób, wchodzi w nie swoje buty. Twierdzenie to znajduje poparcie m.in. w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego, który już raz uznał, że "w płaszczyźnie prawnej prezydent nie ma kompetencji do formułowania opinii alternatywnej w stosunku do opinii wyrażonej przez KRS; nie może wchodzić w jej kompetencje opiniodawcze" (sygn. akt Kpt 1/08).

Polityk zdecyduje

Już niedługo może się jednak okazać, że spory na temat rozkładu kompetencji między prezydentem a KRS, jeżeli chodzi o sędziowskie nominacje, w ogóle stracą sens. Resort sprawiedliwości w ramach zapowiedzianej w piątek przez Zbigniewa Ziobrę dużej reformy sądownictwa planuje bowiem rewolucję także w zasadach dotyczących ścieżki dojścia do zawodu sędziego. Teraz uprzywilejowani mają być absolwenci Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, których na stanowiska asesorów będzie powoływał minister sprawiedliwości. W ten sposób resort wyeliminuje z tej procedury KRS. Do tej pory przepisy bowiem stanowiły, że asesorów powołuje prezydent właśnie na wniosek rady.
Do pomysłu ministerstwa odniosły się już cztery sędziowskie stowarzyszenia: Iustitia, Themis, Pro Familia oraz Stowarzyszenie Sędziów Rodzinnych w Polsce. We wspólnym stanowisku jasno stwierdzają, że "pierwszeństwo absolwentów podległej ministrowi Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury przy obejmowaniu stanowiska asesora sądowego" wraz z innymi planowanymi zmianami, takimi jak np. przyznanie prezydentowi możliwości wyboru osoby powoływanej na stanowisko sędziego spośród dwóch kandydatów przedstawionych mu przez KRS, "zmierza wprost do przejęcia pełnej kontroli politycznej nad wprowadzaniem nowych osób do zawodu sędziego". Stowarzyszenia przypominają również, że niezależność sądów i niezawisłość sędziów to nie przywileje, ale gwarancje, dzięki którym obywatel ma mieć pewność, że jego sprawę będzie rozpatrywał sędzia wolny od nacisków ze strony polityków. "Przywołane rozwiązania są zaprzeczeniem tej konstytucyjnej wartości" - napisano w stanowisku.
Poza tym sędziom nie podoba się, że uzasadniając te zmiany, resort wskazuje, iż "Gwarancją poprawy jakości pracy sądów jest wprowadzenie do zawodu młodych i dobrze wykształconych sędziów". To lekka hipokryzja. Przecież jeszcze nie tak dawno toczyła się dyskusja na temat tego, że konieczne jest podniesienie wieku uprawniającego do rozpoczęcia pracy w zawodzie sędziego. Mowa była o tym, że sędziami powinny zostawać tylko te osoby, które ukończyły 35, a nawet 40 lat - przypomina Marek Celej, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie.Obecnie granica ta wynosi 29 lat.

Rada jak skrzynka pocztowa

Resort zapowiada również, że absolwenci KSSiP po nienagannym odbyciu asesury nie będą musieli przechodzić konkursu na stanowisko sędziowskie organizowanego przez Krajową Radę Sądownictwa. Jak bowiem twierdzą autorzy reformy, "konkursowy tryb naboru na aplikację sędziowską, wymóg zaliczenia wszystkich sprawdzianów i praktyk w toku aplikacji, pozytywny wynik egzaminu sędziowskiego i pozytywna ocena kwalifikacji po odbyciu asesury czynią zbędnym w stosunku do asesorów wymóg udziału w dodatkowym jeszcze konkursie na stanowisko sędziowskie".
Pomysłodawcy odwołują się więc w tej kwestii do racjonalnych argumentów. Problem polega jednak na tym, że - jak podkreślają eksperci - na zmiany trzeba patrzeć bardziej całościowo i brać pod uwagę wszystkie skutki, jakie może ona wywołać. To są kwestie formalne, ale przecież będą one mieć przełożenie na status przyszłych sędziów - ostrzega dr Ryszard Balicki, konstytucjonalista. Jak podnosi dr hab. Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego, asesorzy będą uczeni konformizmu. Będą bowiem mieli świadomość, że jeżeli nie orzekają tak, jak chcą ich zwierzchnicy, nie zostaną powołani na sędziego. Istnieje więc duże ryzyko, że utracą zdolność krytycznej oceny - podnosi.
Problemem jest również to, że zwolnienie asesorów z konkursu przed KRS oznacza jej totalną marginalizację. W ten sposób sprowadza się konstytucyjny organ do roli skrzynki pocztowej - uważa dr Balicki. Zaznacza jednak, że swoją opinię opiera jedynie na założeniach przedstawionych przez ministra podczas piątkowej konferencji. Nie wiemy, jak zostanie to ostatecznie ukształtowane w projekcie. Warto jednak zaznaczyć, że w innych krajach unika się tego, aby władza wykonawcza determinowała wybór sędziów - zaznacza konstytucjonalista. W ten sposób bowiem mogłoby dojść do zachwiania konstytucyjnej zasady równoważenia się władzy sądowniczej i dwóch pozostałych.
O tym, że to władza sądownicza powinna mieć przeważający wpływ na obsadzanie wolnych stanowisk sędziowskich, wielokrotnie wypowiadały się już organizacje międzynarodowe, m.in. Europejska Sieć Rady Sądownictwa. Jej rada konsultacyjna wydała nawet - na wniosek Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" - opinię, w której jasno stwierdziła, że niepowołanie przez Andrzeja Dudę w czerwcu zeszłego roku sędziów jest niezgodne ze standardami Rady Europy dotyczącymi niezawisłości sędziowskiej w kontekście przejrzystości procedury nominacji. I że prezydent nie miał innego wyjścia, jak uwzględnić wniosek KRS i sędziów powołać (patrz: ramka).

Ludowe komisje

Ministerstwo zapowiedziało również, że "Rozważane jest także powstanie przy prezesach sądów komisji opiniujących kandydatów na sędziów, w których udział mogliby wziąć przedstawiciele społeczeństwa, np. lokalnych samorządów czy środowisk akademickich". Komisje takie przesłuchiwałyby kandydatów, a później przedstawiały o nich swoje opinie KRS. Przesłuchania miałyby być jawne. Jak wskazuje resort, podobny model funkcjonuje np. w Danii. To, że pewne rozwiązanie zdaje egzamin w innym kraju, wcale nie oznacza, że sprawdzi się u nas. W Polsce bowiem obowiązuje inny porządek prawny niż w Danii - zaznacza Marek Celej.

Sędziowie są jednak dalecy od potępiania w czambuł samego pomysłu. Być może należałoby się zastanowić nad utworzeniem jakichś komisji pomocniczych, które zwracałyby uwagę także na inne cechy kandydatów na sędziów. Jeszcze szersze spektrum oceny kandydata nie byłoby bowiem czymś złym - przyznaje Waldemar Żurek, rzecznik prasowy KRS.
Od razu jednak zaznacza, że komisje te powinny raczej działać przy radzie, a nie przy prezesach sądów. Może dobrym rozwiązaniem byłoby, aby zasiadali w nich przedstawiciele organizacji pozarządowych, którym bliska jest tematyka związana z sądownictwem, tak jak np. Court Watch, Inpris czy Helsińska Fundacja Praw Człowieka? - zastanawia się sędzia. Jego zdaniem bowiem obywatele mają zazwyczaj niewielką wiedzę na temat osób startujących na stanowiska sędziowskie. ⒸⓅ

Szarża sędziowskiej trójki

Do Naczelnego Sądu Administracyjnego właśnie trafiła skarga kasacyjna trzech sędziów, których powołania Andrzej Duda odmówił w czerwcu 2016 r. To ich reakcja na postanowienie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, który uznał, że nie może badać tego typu prezydenckich postanowień (sygn. akt II SA/Wa 1652/16). Swoją decyzję WSA oparł na dotychczasowym orzecznictwie sądów administracyjnych, które, jak do tej pory, jasno stwierdzały, że takie kompetencje im nie przysługują. Tymczasem, w opinii skarżących, jest to twierdzenie całkowicie chybione.
Istniejący w Polsce od 2015 r. kryzys konstytucyjny rzucił inne światło na kwestie kontroli legalności działań podejmowanych przez naczelne organy państwa. W tym zakresie należy zawsze kierować się jedną z fundamentalnych zasad demokratycznego państwa prawa, jaką jest zasada legalizmu - zaznacza prof. Marek Chmaj, radca prawny z kancelarii Chmaj i Wspólnicy, pełnomocnik sędziów. Zasada ta wymaga, aby wszystkie organy państwa, bez żadnego wyjątku, działały na podstawie i w granicach prawa. A jak twierdzą skarżący, prezydent odmawiając powołania ich na stanowiska sędziowskie, prawo naruszył.
Warto przypomnieć, że również rzecznik praw obywatelskich stoi na stanowisku, iż sądy administracyjne powinny kontrolować tego typu decyzje prezydenta. Swój pogląd na ten temat wyraził w złożonej już na początku zeszłego tygodnia skardze kasacyjnej.
W związku z tymi wątpliwościami niepowołani sędziowie wnieśli, aby Naczelny Sąd Administracyjny, zanim rozpozna ich skargę, najpierw w składzie siedmiu sędziów przesądził, czy postanowienie prezydenta o odmowie powołania na sędziego kandydata przedstawionego przez KRS można skarżyć do sądu administracyjnego. Chcą również, aby sprawa została rozpoznana na rozprawie, która w ich mniemaniu powinna zostać wyznaczona niezwłocznie. Jak bowiem podkreślają, rozstrzygnięcie będzie doniosłe dla interesu publicznego oraz wymiaru sprawiedliwości.