Rozpoczynamy dzisiaj kolejną edycję "konwoju wstydu". To jest akcja informacyjna. Politycy PiS muszą być poddani kontroli społecznej - powiedział Mariusz Witczak (PO) na czwartkowej konferencji prasowej przed siedzibą PiS przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie. Będziemy podróżować z wizerunkami polityków PiS, którzy nie oddali pieniędzy Polakom, nie oddali ich tam skąd je wzięli - dodał.
W jego ocenie, Prawo i Sprawiedliwość "oszukuje suwerena".Nagrody, lewe pensje nie zostały oddane, nie powinny zostać przyznane kiedykolwiek i w ogóle, ponieważ nie należały się za żadną dodatkową pracę. Naszym naczelnym hasłem jest to, żeby politycy PiS oddali te pieniądze tam, skąd je wzięli - zaznaczył Witczak.
Według niego, tak się jednak nie stało, dlatego też Platforma chce "zmusić" PiS, żeby pieniądze z nagród oddano nie na Caritas, a do budżetu państwa. Caritas został przez PiS potraktowany w sposób instrumentalny, ponieważ jest to cwaniacki pomysł na to, żeby w przyszłym roku politycy PiS otrzymali zwrot z podatku, który zostanie odpisany" - powiedział poseł PO.
Marcin Kierwiński (PO) zarzucił Prawu i Sprawiedliwości brak transparentności w życiu publicznym. Ten "konwój wstydu" będzie pokazywał Polakom, że mają władzę, która myśli tylko o własnych interesach, że mają władzę, która chce wyłącznie wyciągać kasę z budżetu państwa. Nie zostawimy tej sprawy - zapowiedział poseł PO.
Krzysztof Brezja (PO) zażądał z kolei informacji o wysokości nagród w rządzie Beaty Szydło za rok 2016. Żądamy też ujawnienia, ile wypłacił Jarosław Kaczyński w latach 2006-2007, bo taki patologiczny system drugich pensji wprowadził w swoim rządzie prezes Kaczyński - powiedział polityk PO.
Posłowie Platformy zapowiedzieli, że w przyszłości PO będzie organizować kolejne "akcje informacyjne", dopóki PiS "nie rozliczy się z budżetem państwa".
W ramach czwartkowej akcji po ulicach Warszawy jeździć będą m.in. billboardy z wizerunkiem dziesięciu członków rządu Beaty Szydło (w tym ówczesnych wicepremierów: Mateusza Morawieckiego i Jarosława Gowina, szefa MON Antoniego Macierewicza, szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego, szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka, ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, czy ministra środowiska Jana Szyszki).
Rzeczniczka PiS Beata Mazurek poinformowała w środę, że "wszyscy czynni politycy, którzy są w parlamencie i byli zobligowani, żeby przekazać nagrody za pracę w rządzie b. premier Beaty Szydło, przekazali je". Według niej, nagród nie przekazały trzy osoby, które "już w polityce nie są".
W lutym, w odpowiedzi na interpelację Krzysztofa Brejzy, przedstawiono tabelę z łącznymi kwotami nagród brutto dla poszczególnych ministrów w 2017 r. Według tabeli, nagrody otrzymało 21 konstytucyjnych ministrów w wysokości od 65 tys. zł do ponad 80 tys. zł rocznie; 12 ministrów w KPRM od blisko 37 tys. do prawie 60 tys. zł rocznie oraz ówczesna premier Beata Szydło (65 100 zł).
Informacja o nagrodach wywołała oburzenie m.in. opozycji, która wielokrotnie apelowała do rządzących o ich zwrot. Politycy PO w kilku miastach zorganizowali też akcję "Konwój wstydu" - kolumnę aut, które ciągnęły na przyczepach plakaty z wizerunkami polityków PiS i kwotami przyznanych im nagród.
Na początku marca premier Mateusz Morawiecki zapowiedział likwidację wszelkich nagród, premii dla ministrów i wiceministrów. Na początku kwietnia prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że ministrowie konstytucyjni i sekretarze stanu do połowy maja przekażą swoje nagrody na cele charytatywne.