Jak powiedział Brudziński, afera wokół NBP została przegrana już na starcie. Szef MSWiA podkreślił jednak: "Przyjmuję wiele argumentów, które padały podczas konferencji pana prezesa Adama Glapińskiego. Najbardziej przemawia do mnie ten o skrajnie nieładnych, mówiąc wprost seksistowskich atakach na panie, bo mówienie czy też pisanie przez niektóre gazety, że to jakieś dwórki, czy nawet sugerowanie zupełnie innych relacji, jest czymś skrajnie paskudnym".
- Trzeba też uczciwie powiedzieć, że pan prezes Adam Glapiński przegrał tę debatę w sferze komunikacyjnej. Można było to załatwić szybciej, precyzyjniej, a że ludzi oburzają tak duże kwoty, to cóż się dziwić. Dla ludzi, którzy zarabiają dwa tysiące, dwa i pół tysiąca złotych, zarobki na poziomie 670 tysięcy to coś skrajnie nieprzyzwoitego - dodał.
Pod koniec grudnia ub.r. "Gazeta Wyborcza" napisała o dwóch współpracownicach prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego - szefowej departamentu komunikacji i promocji Martynie Wojciechowskiej oraz dyrektorce gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Ujawniono wówczas, że zarobki Martyny Wojciechowskiej wynoszą ok. 65 tys. zł, "wraz z premiami, dodatkowymi dochodami i bonusami", czemu bank zaprzeczył. Według najnowszych doniesień medialnych pensja Wojciechowskiej wynosić może nawet ok. 80 tys. zł miesięcznie.
Na środowej konferencji zastępca dyrektora departamentu kadr w NBP Ewa Raczko mówiła, że "żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie podawanego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wysokości ok. 65 tys. zł bądź wyższej". Dodała, że środki na wynagrodzenia w NBP stanowią część ogółu środków NBP i nie pochodzą z budżetu państwa. Oświadczyła też, że nie poda miesięcznego wynagrodzenia z PIT-u dyrektor departamentu komunikacji i promocji Martyny Wojciechowskiej, "bo nie przygotowane jest w oświadczeniu". - Pewne granice prezentowania informacji są - powiedziała Raczko. - Na pewno nie zarabia - powtórzyć mogę - rewelacyjnych 65 tys. zł miesięcznie - dodała.
W środę rzeczniczka PiS, wicemarszałek Sejmu Beata Mazurek wyjaśnienia NBP uznała za niesatysfakcjonujące i zapowiedziała, że jej partia wniesie swój projekt ustawy, która wprowadzi jawność wysokości wynagrodzeń w NBP zarówno obecnie, jak i za poprzednich zarządów; ustali ona również górną granicę zarobków dla osób zajmujących funkcje kierownicze w NBP.
PO wniosła do Sejmu projekt ustawy zakładający zobowiązanie prezesa NBP, członków zarządu oraz osób na kierowniczych stanowiskach w NBP do składania jawnych oświadczeń majątkowych. W czwartek złożenie swojego projektu zapowiedzieli posłowie Kukiz’15. Ma on zmierzać do odebrania prezesowi i zarządowi NBP kompetencji do kształtowania wynagrodzeń pracowników tego banku i przekazanie ich Sejmowi. Wynagrodzenia w NBP miałyby być – po przedstawieniu propozycji przez prezesa banku - ustalane zarządzeniem marszałka Sejmu, poprzedzonym publiczną debatą i decyzją Sejmu.