W ostatnich dniach pod adresem wiedeńskiej organizacji padły w Polsce mocne słowa. "Nota werbalna, która była przedstawiona Polsce w tej sprawie, jest niestosownym dokumentem. Proponowałabym, aby dziennikarze i całe społeczeństwo zjednoczyło się w obronie Polski przed szkalowaniem, z którym mamy do czynienia, a które jest inspirowane przez polską opozycję" - mówiła wzburzona szefowa naszej dyplomacji, Anna Fotyga. Poparł ją premier. Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego w swoim piśmie OBWE użyła "skrajnie niefortunnych określeń". Stąd, zapowiadał szef rządu, warunkiem wstępnym rozmowy o przyjęciu do Polski zagranicznych obserwatorów musi być zmiana treści pisma. "Nie można stawiać sprawy w ten sposób, że w Polsce są choćby najmniejsze zagrożenia dla demokracji" - ostrzegł Jarosław Kaczyński.

Dlatego kiedy wczoraj wicemarszałek Sejmu Bronisław Komorowski pokazał poufne dotąd pismo, rzucił się na niego tłum dziennikarzy. I natychmiast się zawiódł. "Skandaliczny" list okazał się bowiem wyłącznie technicznym pismem, w którym OBWE, "w oczekiwaniu na zaproszenie do obserwacji przedterminowych wyborów" prosi o możliwość zorganizowania wyjazdu studyjnego czterech ekspertów, którzy mieliby ocenić "obecny klimat wyborczy" i przygotować wizytę obserwatorów w dniu wyborów. Eksperci, którzy mieli przyjechać do naszego kraju na trzy dni (24 - 26 września), prosili też o możliwość spotkania z przedstawicielami MSZ, Państwowej Komisji Wyborczej i Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Informowali także, że zamierzają wymienić opinie z władzami organizacji pozarządowych i partii opozycyjnych.

"To było standardowe pismo, które co roku wysyłamy do wszystkich rządów przed wyborami. Napisaliśmy w nim, że spodziewamy się zaproszenia do obserwowania głosowania, bo do tej pory takie zaproszenia otrzymywaliśmy ze wszystkich państw Rady Europy. Nie mamy żadnych powodów, aby obawiać się o demokrację w Polsce w większym stopniu niż w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii czy Holandii" - zapewnia DZIENNIK rzeczniczka OBWE, Urdur Gunnarsdottir.

Już wczoraj Anna Fotyga zdecydowanie złagodziła swoje stanowisko w sprawie obserwacji wyborów w Polsce. "Dziś albo jutro będę rozmawiała w tej sprawie z Miguelem Angelem Moratinosem (przewodniczący OBWE - red.) i mam nadzieję, że zdołamy dojść do porozumienia" - oświadczyła szefowa naszej dyplomacji, która uczestniczy w sesji generalnej ONZ w Nowym Jorku. Ale nie chciała się przyznać do błędnej interpretacji zamierzeń organizacji ze Strasburga. "Niewłaściwe jest stawianie demokratycznego państwa pod presją. Sam fakt wymuszania misji obserwatorów na Polsce po prostu umożliwia opozycji podtrzymywanie argumentu o zagrożeniu demokracji w Polsce" - tłumaczyła się.