"Chcę nadal współpracować z PiS" - deklaruje Kazimierz Marcinkiewicz, ale pod Wawelem pomaga Jarosławowi Gowinowi z Platformy, a nie "jedynce" na liście Prawa i Sprawiedliwości, czyli Zbigniewowi Ziobrze. Były premier konsekwentnie unika też jasnej odpowiedzi na pytanie, czy wciąż jest członkiem partii Jarosława Kaczyńskiego. Jednak z jego dosyć klarownych sugestii wynika, że jego drogi z PiS rozeszły się.

Reklama

Mimo to Marcinkiewicz przekonywał na wspólnej konferencji z Gowinem, że po wyborach powinna powstać koalicja PO-PiS. Jego zdaniem, programy obu ugrupowań uzupełniają się. Był szef rządu jest o tym przekonany do tego stopnia, że jest w stanie sobie wyobrazić nawet gabinet, w którym zasiądą obok siebie Jarosław Kaczyński i Donald Tusk.

Z kolei Jarosław Gowin kilka razy dziś powtórzył, że koalicja Platformy Obywatelskiej z Lewicą i Demokratami po wyborach jest mało prawdopodobna. Tłumaczył, że jego partia jest umiarkowanie prawicowa, dlatego opowiada się za obniżeniem podatków. "LiD to lewica, a lewica zawsze chce wyższych podatków" - wyjaśniał różnice dzielące te dwa opozycyjne ugrupowania.