Ci ostatni siedzą rano przy jajku na miękko, słuchają radia, skrobią się w głowę z zakłopotaniem i po wyjściu z domu kupują gazetę, aby się dowiedzieć, jak jest naprawdę. I dlaczego. Wydawałoby się, że to po prostu nasi Czytelnicy i sprawa jest załatwiona. Ale to pozory.

Reklama

Czytelnictwo i redagowanie gazet jest rzeczą wielce skomplikowaną. W czasach komunizmu gazety czytało się nie po to, aby się dowiedzieć, jak jest naprawdę, ale aby się przekonać, jak naprawdę nie jest. Jeśli w gazecie stało na pierwszej stronie, że wzrasta pogłowie trzody chlewnej, światły i świadomy czytelnik leciał kupować konserwy i wekować podgardlankę.

Dziś mamy pluralizm prasowy i pełną wolność, co irytuje każdą władzę i każdą opozycję. Ludzie kupują i czytają, co chcą, a nie to, co powinni. A co czytają? Na ogół te gazety, które potwierdzają ich własne poglądy na świat. Mimo telewizji, komputerów i internetu kult słowa drukowanego jest u nas nadal duży i przeciętny czytelnik w fakcie, że znalazł własną myśl wydrukowaną z cudzym podpisem w jakimś organie prasowym, skłonny jest dostrzegać osobistą nobilitację. A nie kompromitację gazety i pismaka.

Rynek prasowy polega na tym, żeby znalazł się tam towar na każdy gust. Są, naturalnie, gazety nastawione programowo na obiektywizm. Taka gazeta to dla czytelnika loteria. Raz jest wygrana - piszą to samo, co ja myślę. Raz przegrana - zaprzeczają mi stanowczo. Co robić - zmienić poglądy czy czytać inną gazetę? Takie gazety czytają na stałe przede wszystkim ludzie o duszy hazardzisty. Normalny człowiek nie może przecież czytać stale opinii, z którymi się nie zgadza.

Reklama

Chyba że sam ma utrwaloną opinię o redaktorach i czyta, aby się upewnić, że to cymbały i sprzedajne szmaty. Politycy są takimi samymi czytelnikami jak wszyscy inni. Może trochę bardziej wrażliwymi, bo na łamach gazet jest o nich więcej niż o ślusarzu Nowaku z Bielska, ale często mniej niż o Radku Majdanie i Dodzie. Ale to jeszcze nie powód, by starać się, żeby gazety potwierdzały jedynie słuszny światopogląd.

Tymczasem ugrupowanie zwycięskie, zapomniawszy jakoś o powszechnej miłości z czasów kampanii i innych, bardziej praktycznych kwestiach, zapowiada, że najpierw weźmie się za porządkowanie mediów. Dajcie spokój. Nie straszcie czytelników i dziennikarzy. Porządkowanie mediów to jak czesanie myśli. Nawet Lecowi się nie udało.